Jesteś czytelnikem?

Jeżeli czytasz moje wypociny,
dodaj mi trochę adrenaliny.
Napisz mi komentarz,
Żebym wiedziała, że się postarałeś
I nową treść już przeczytałeś.
Miło by również było, '
Gdybym wiedziała ilu Was mnie odwiedziło.
Więc anonimowych proszę,
Aby podpisałi się, choć na wzorzec. :)

Jeżeli czytasz, daj lajka na fejsie, będą tam dodawane informacje o nowych postach :)

https://web.facebook.com/lofreee/?fref=ts

poniedziałek, 30 listopada 2015

ROZDZIAŁ 12 - NIESPODZIEWANE DECYZJE


            Cały dzień przychodziły do mnie osoby z mojej firmy pytać dlaczego zwolniłam Mike’a.
Denerowały mnie ich pytania, ale mówiłam wprost, że mnie okłamywał. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Było już późno, a ja  byłam bardzo zmęczona.
            Wracając do domu wstąpiłam jeszcze do sklepu, kupiłam sobie mandarynki, ponieważ zbliżały się święta, a ja w tym okresie pochłaniałam kilogramy tego cudownego owocu.
            Weszłam do domu. Oliver siedział przed telewizorem i oglądał jakieś bzdury. Był taki przystojny. Nagle dopadły mnie wyrzuty sumienia, że całowałam się z Nathanem, ale to nie była moja wina, to nie ja go pocałowałam, a on  mnie. Musiałam to jakoś przeżyć. Drugim powodem było to, że uwierzyłam Nathanowi, że Oliver jest zły, ale ja już sama nie wiedziałam komu mam ufać. Wszystko działo się tak szybko, tyle rzeczy do siebie pasowało, tyle za sobą przemawiało.
            - Cześć kochanie, jak minął dzień?  - spojrzał na mnie ciepło..
            - A daj spokój. Głowa mi pęka, wszystko mnie denerwuje, jest mi źle, musiałam zwolnić kierownika, ponieważ mnie okłamywał, więc… ah, daj spokój po prostu, Jutro znów muszę tam iść i się wszystkim tłumaczyć ze swoich decyzji. 
            Oliver nic nie powiedział, wstał z łózka, podszedł do mnie o mocno mnie przytulił. Zrobiło mi się ciepło na duszy. Spojrzałam na niego, on spojrzał na mnie i popatrzył mi prosto w oczy. To co w nich zobaczyłam było… dziwne. Tak, dziwne, dokładnie. Jego czy nie były takie jak moje, ani takie jak Mike;a. Jego oczy były normalne, ciepłe, ludzkie. Po chwili jednak zaczęły się zmieniać, zaczęły być takie jak moje, czy takie jak Felcy.
            - Oliver, ok., masz takie same oczy jak ja czy Felcy, ale pokaż mi jak się zmieniasz w innych.
            Oliver spojrzał na mnie jak na idiotkę, nie rozumiał o co mi chodzi.
            - Ym, Am? Kto Ci nagadał takich głupio na mój temat ? Ja się w nikogo nie zmieniam Am. 
            Teraz to ja byłam idiotką.
            - Jak nie, to jaką masz moc?
            - Taką samą jak Teya, przecież bliźniaki nie mogą mieć innej mocy.
            - Ale.. pokaż mi.
            Oliver zaczął udowadniać, że posiada identyczną moc jak Teya.
            - Kto ci naopowiadał takich głupot Am?
            - Felcy-  spojrzałam na niego.
            -Kiedy widziałaś się z Felcy?
            - Tego samego dnia, kiedy widziałam się z Nathanem w nocy.
            - Am, ale ona nie ma w kraju. Ona wyjechała z tym swoim nowym chłopakiem na jakieś wakacje.
            - Oliver… Ty musisz coś wiedzieć.. Mike… Mike.. On.. Jest inny. Nie jest człowiekiem, ale nie jest taki jak my…
            - Cholera jasna! – krzyknął Oliver. – Wiedziałem, że jest ktoś więcej niż my.
            - Oliver. Nathan jest taki jak my.
            - To wiem, ale nie wiem , jaki jest Mike. Trzeba to sprawdzić.

                                                                       *
            Usiadłam w swoim fotelu, a biurku leżały już wszystkie glosy. Podnosiłam po kolei karki i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przewijały się na nich różne imiona, ale na każdej kartce znajdował się Nathan Szell. O cholera, pomyślałam. To nie może być prawda, nie mogłam wybrać sama, oh boże. Wzięłam komórkę do ręki i wykręciłam numer.
            -Nate. Do mnie, już!
            Nathan wszedł po kilku minutach, a ja spojrzałam na niego niczym na Boga. Zaczęłam odpływać ale jego głos sprowadził mnie na ziemię.
            - Am, wiem, że na mnie lecisz, ale może chociaż w pracy zachowamy pozory?
            Otrząsnęłam się, miał rację, nie powinnam była się tak zachowywać.
            - Tak, tak już , sorry. Nate, myślę, że będziemy się teraz częściej spotykać.
            - Rzucasz mi jakieś propozycje? – uśmiechnął się łobuzersko, ale nie zareagowałam, znaczy zareagowałam, ale nie dałam tego po sobie poznać.
            - Nie, Nate. Zostajesz kierownikiem głosem ludu.
            - Oh! Cieszę się bardzo – uśmiechnął się – Pewnie się nie spodziewałaś, że mnie wybiorą ?
            - Nie, szczerze mówiąc.
            - A co myślałaś?  Tyle babek w tym Twoim banku, wszystkie na mnie lecą, więc oddały na mnie głos – powiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Dla niego może była, dla mnie nie.
            - A więc Panie Nathanie Szell, witam pana i zapraszam do zapoznania się ze swoimi obowiązkami. Omówimy wszystko na lunchu o jedenastej.- Powiedziałam jako szefowa.
            - Myślę, że to nie będzie do końca służbowy lunch Panno Ameel Quin. – uśmiechnął się, odwrócił i wyszedł do swojego nowego biura.
            Sziedziałam chwilę na swoim fotelu, po czym poprosiłam sekretarkę, aby nie przeszkadzała mi pod żadnym pozorem. Usiadłam z kawą przed oknem i zaczęłam marzyć, jakby to było, gdyby nie  było Olivera, a był Nathan.

ROZDZIAŁ 11 - KOMU UFAĆ?


Strasznie bolała mnie głowa. Podniosłam się ociężale i usiadłam na łóżku. Byłam w swojej sypialni, było jeszcze jasno. Spojrzałam na zegarek, spałam może ze dwie godziny. Na dworzu było jasno, świeciło słońce,  Łyknęłam kilka tabletek na ból głowy i zeszłam na parter. Zdziwiło mnie to, że siedział tam Oliver.
            - Co Ty do jasnej cholery tutaj robisz, Oliver? Wynoś się stąd! – krzyknęłam, patrząc mu prosto w oczy.
            Oli spojrzał na mnie niczym na wariatkę i zapytał co się stało i o co mi chodzi. Wybił mnie tym z rytmu. Wydawało mi się,  że On naprawdę nie wie o co mi chodzi.
            - Co to miało znaczyć, Klara, Ty i to uśpienie mnie ?
            - Ameel, o co Ci chodzi, o czym Ty do mnie mówisz, czy ty coś brałaś, piłaś ?
            Naprawdę byłam zdziwiona, nie wiedziałam, czy on żartuje, czy mogę mu zaufać i o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.
            - Oliver, ja…. – zaczęłam mu wszystko opowiadać, a gdy skończyłam jego słowa kompletnie mnie zszokowały.
            - Am, nagrałem Ci milion wiadomości na sekretarkę, milion razy dzwoniłem, nawet prosiłem tatę,  zostawił Ci wiadomość, że wyjechałem z nim w interesach. Odsłuchałaś sekretarkę? Nie – odpowiedział sam sobie. - Zajrzałaś w mail? Też nie. Ohm, a teraz wmawiasz mi, że ja Cię napadłem?  Niby dlaczego miałbym to robić?
            Zastanowiłam się chwilę i postanowiłam nie mówić mu prawdy. Chciałam trzymać się zasady ograniczonego zaufania. Ale w tym momencie wiedziałam, że ta zasada będzie musiała obowiązywać nie tylko w stosunku do Olivera, ale też do innych moich znajomych. Ktoś z nich kręcił, moje podejrzenia pod wpływem manipulacji padły na Olivera, ale w tamtym momencie nie byłam do końca pewna czy kieruję je ku dobrej osobie. Miałam tylko jeden pomysł jak sprawdzić czy Oliver jest.. taki sam jak ja.
            - Udowodnij mi.
            - Jak ?
            -Pokaż mi swoje oczy.
            - Przecież widzisz. – Uśmiechnął się łobuzersko,
            - Nie teraz, w nocy.
            - Dobrze.
            Słyszałam i powędrowałam w kierunku  szafki z ubraniami. Musiałam się przebrać i zdążyć jeszcze do firmy. Coś mi nie pasowało w tej sytuacji, ale nie wiedziałam co. A może to Nathan jest zły i próbuje mnie skłócić z Oliverem?  Próbuje mnie poróżnić, aby mógł dostać się do naszej ekipy. Nie wiedziałam sama.
                                                                      
                                                                       *
            Już od progu w banku było widać, że coś jest nie tak. Wiedziałam, że zaraz się dowiem co.
            - Am, możesz mi wytłumaczyć dlaczego zwolniłaś Nathana?  - Zaczął wrzeszczeć na mnie Mike, nigdy nie widziałam  go tak zdenerwowanego.  Byłam zdziwiona.
- Co zrobiłam?
            - Dziś nie przyszedł do pracy, gdy do niego zadzwoniłem, powiedział, że go zwolniłaś.
            - Ale ja go nie zwolniłam. Mike, dlaczego miałabym to robić? Od podejmowania takich decyzji jesteś Ty, a nie ja.
            - No, ale mi tak powiedział. Dzięki temu mamy jednego pracownika za mało i bardzo mnie to denerwuje, ponieważ nie wyrabiamy z czasem.  
Byłam zdziwiona, dlaczego Nathan się zwolnił, przecież to, co wydarzyło się między nami nie powinno wpłynąć na nasze stosunki w pracy. Przeprosiłam Mike i powiedziałam, że zaraz to wyjaśnię. Poszłam więc do biura, usiadłam na fotelu, wzięłam kilka głębokich wdechów i zadzwoniłam. Odebrał już po pierwszym sygnale.
            - Tak, panno Am – powiedział swoim uwodzicielskim głosem.
            - Nathan, do jasnej cholery, dlaczego powiedziałeś Mike’owi, że ja Cię zwolniłam.
            - Co? Ja mu nic takiego nie powiedziałem Am…
            - Jak nie? To dlaczego Cię nie ma w pracy?
            - Bo mam wpisany urlop na dzisiejszy dzień.
            - Ale Mike powiedział, że do Ciebie dzwonił.
            - Nie, Am. Nie dzwonił do mnie… Sprawdź w harmonogramie, mam urlop.
            - Czekaj sekundę – zajrzałam do komputera i faktycznie, Nathan miał wpisany urlop – Oh, to ja już nic nie rozumiem,
            - Pamiętaj Am, nikomu nie ufaj, nikomu. – Powiedział to, po czym się rozłączył.
            Siedziałam tak kilka dobrych  minut i się zastanawiałam nad tym, dlaczego Mike mnie okłamał. Poprosiłam moją sekretarkę, aby przysłała do mnie Mike’a natychmiast. Był po kilku minutach.
            - Co jest Am? – spytał poważnym głosem.
            - Dlaczego mnie okłamujesz Mike?
            - Ale.. ja cię nie okłamuje. O co Ci chodzi ?
            - Powiedziałeś, że dzwoniłeś do Nathana, powiedziałeś, że  powiedział, że go zwolniłam. Tym samym, jakbyś nie pamiętał, mam dostęp do bilingów naszej firmy i Mike, przykro mi, ale nie dzwoniłeś do niego.
            - No dobrze, może i nie dzwoniłem, ale to nie zmienia faktu, że nie przyszedł do pracy.
            - Bo ma wpisany urlop! – walnęłam pięścią w biurko.- Mike, zawiodłeś moje zaufanie, bardzo je zawiodłeś. To, że jestem od Ciebie młodsza o kilka lat i jesteśmy ze sobą po imieniu nie upoważnia Cię do kłamania mi w żywe oczy i zwalania na mnie winy.. – Popatrzyłam na jego minę, w ogóle nie przejmował się tym, co do niego mówię, nie miał do mnie żadnego respektu, więc w tym momencie postanowiłam być prawdziwą szefową i nie tolerować takiego zachowania w mojej firmie.
            - Nie Ty zajmujesz się firmą, tylko ja – powiedział, jakby mówił to do swojego dziecka.
            - Już nie. – powiedziałam śmiertelnie poważnym głosem – Mike, przykro mi, ale moja prawa ręka nie może zachowywać się w tak zachłanny sposób. Liczą się dla Ciebie tylko pieniądze, które u mnie zarabiasz.
            Co chcesz przez to powiedzieć Am?  - jego głos lekko zadrżał, ale ja byłam twarda.
            - Panno Am, albo szefowo, a nie Am. Będę łaskawa. Jesteś zdegradowany do poziomu kasjera. – Było to najniższe stanowisko w mojej firmie, pomijając sprzątaczki – Lub jeżeli wolisz, możemy rozwiązać umowę ze skutkiem natychmiastowym za porozumieniem stron. Oczywiście dostaniesz odprawę.
            - Jak możesz mi to robić? Od czterech lat prowadzę tę instytucję! – Krzyknął mi prosto w twarz.
            Spojrzałam w jego oczy. Nie były normalne, nie były takie jak innych ludzi, nie były też takie jak moje. Były… straszne. Błyszczały lawą, żywą lawą, płonęły. Było w nich widać gniew.
            - Zwalniam Cię dyscyplinarnie Mike. Zabierz swoje rzeczy i wyjdź. Masz pół godziny, po tym czasie wzywam ochronę. 
            Spojrzał mi w oczy, po czym odwrócił się na piecie i wyszedł. Strasznie zaczęła po raz kolejny  boleć mnie głowa, ale wiedziałam, że muszę wziąć się w garść i poszukać kogoś na jego miejsce. Kogoś kto zajmie się moją firmą bo ja… Szczerze mówiąc nie miałam o tym pojęcia.
DO: Pracowników banku
Witam wszystkich pracowników w tym szczególnym dniu. Chciałabym poinformować, że stanowisku głównego kierownika zostało puste. Wszystkie problemu proszę zgłaszać do zastępcy kierownika lub osobiście do mnie.
W holu pojawi się skrzynia, do której proszę wrzucać podpisane imieniem i nazwiskiem kartki na trzech kandydatów na wyżej wymienione nazwisko.
Jutro poinformuję was o przebiegu głosowania i mojej decyzji.
Proszę o nie plotkowanie na temat zwolnienia Pana Mike’a.
Życzę miłej pracy.
Prezes Banku
Ameel Quin

            Cóż innego mogłam zrobić w zaistniałej sytuacji? Nie miałam wyboru. Miałam tylko nadzieję, że pracownicy wybiorą kogoś odpowiedzialnego na to miejsce. Nie spodziewałam się jednak, że decyzja, aż tak bardzo mnie zaskoczy…



.............................................................................................
Przepraszam, za tak długi czas oczekiwania na rozdział, ale miałam trochę innych obowiązków na głowie. Postaram się nadrobić : ) 

piątek, 27 listopada 2015

ROZDZIAŁ 10 - NIE UFAJ NIKOMU AM, NIKOMU

- Widziałaś może Olivera? – spytałam Klary, która właśnie zmywała podłogę w salonie.
         - Nie, Am, nie widziałam. Nikogo dziś jeszcze nie widziałam, oprócz kucharki, która wyszła niedawno po zakupy.
         Było pietnaście po dziesiątej. Nie wiedziałam, że tak długo spałam, ale wydarzenia poprzedniego wieczora dały mi w kość. Byłam też zdziwiona, że Oliver nie wrócił do domu na noc. Nigdy mu się to nie zdarzało. Przyzwyczaiłam się, że potrafi znikać, ale zawsze był przy mnie, gdy się budziłam. To było dziwne.
         Wstawiłam wodę na kawę i zajrzałam do lodówki. Nigdy nie jadam śniadań, ale dziś byłam bardzo głodna. Popatrzyłam chwilę na jej wnętrze i zamknęłam. Wzięłam jabłko, usiadłam na krześle i mogłam chwilę odpocząć. Byłam wyczerpana. Zalałam kawę i patrzyłam na niebo przez okno. Było takie jasne, przejrzyste, bez żadnej zwady. Aż miło było się mu przyglądać.
         Klara sprzątała w kuchni. Patrzyłam na nią. Była taka skupiona na tym co robi, jednocześnie o czymś myślała.
         - Klaro, czy Ty masz jakieś problemy – spytałam intuicyjnie.
         - N-n-nie.. – Zamyśliła się na chwilę.- Widzisz Am, ja ich nie mam, ale moja córeczka…
         - Co z nią? – zaczęłam się denerwować.
         - Nie, no wszystko z nią w porządku. Tylko widzisz, jej klasa jedzie na wycieczkę, no i…
         - A Ty nie masz pieniędzy, żeby na nią pojechała. – Dokończyłam za nią. – Widzisz Klaro, rozczarowujesz mnie. Zawodzisz. Dlaczego Ty mi nic nie powiesz, nie zadzwonisz? Nawet głupiego sms’a nie przyślesz do mnie. Przecież wiesz, że zawsze Ci pomogę.
         - Ale, Am! Ja nie mogę Cię prosić o pieniądze. Dostaję wypłatę, mam wspaniałe mieszkanie, które od Ciebie dostałam. Moje dzieciaki mają wszystkie książki do szkoły.
         Spojrzałam na nią i nic nie mówiąc poszłam do sypialni. Wzięłam portfel i wróciłam do  Klary. Nie pytając ile potrzebuje położyłam jej przed nosem dwa tysiące. Spojrzała na mnie  wielkimi oczami
         - Ale ja potrzebuję tylko trzysta.
         - Za resztę kup sobie jakieś nowe ubrania, bo te… Widzę, że są już zużyte. Aaa. Jeszcze jedno, proszę, żebyś przyniosła paragony, bo inaczej nie uwierzę, że kupiłaś coś dla siebie, a nie dla dzieciaków. One mają rzeczy pod dostatkiem. – Wiem, że to było chamskie, ale musiałam coś zrobić bo jak na nią patrzyłam bolały mnie oczy. Jej ubrania były kompletnie zniszczone, a dzieci chodziły w bardzo drogich rzeczach. Klara uśmiechnęła się zawstydzona i podziękowała,  a ja w końcu poszłam się ubrać.
         Godzinę później byłam już w pracy. Z wielką serdecznością przywitał mnie Mike. Zapytałam jak działają nowe etaty, które ostatnio wprowadziliśmy, a on bardzo się ucieszył, że o to pytam i powiedział, że lepiej nie mogliśmy wybrać. Byłam zadowolona, że chociaż jeden wybór okazał się słuszny.
         Mike przyniósł mi kawę, chociaż go o to nie prosiłam. Usiadłam przed biurkiem i zaczęłam przeglądać dokumenty. Miałam masę papierkowej roboty. Dziwiłam się, jak On sobie z tym radził. Miał więcej dokumentów do podpisania dziennie niż ja po tygodniu, ale nigdy nie zalegał z ich dostarczeniem. Uprzejmie mnie uprzedził, że muszę każdy dokument przeczytać zanim go podpiszę, abym nie walnęła parawki na jakimś głupim dokumencie, który może przynieść mi kłopoty.
         Usłyszałam pukanie do drzwi, po czym weszła moja sekretarka.
         - Dzień dobry Pani. Pan Nathan chciał by z panią pomówić na osobności.
         Poczułam strach, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać, w końcu był to  mój pracownik. Nie mogłam mu odmówić spotkania, gdy chciał porozmawiać z szefową, ale przeczuwałam, że to nie będzie rozmowa służbowa.
         - Poproś go.
         Usiadłam wygodnie na fotelu, założyłam nogę na nogę i czekałam Po chwili wszedł On. Gdybym stała pewnie ugięły by się pode mną kolana. W świetle dnia robił jeszcze bardziej piorunujące wrażenie. Był taki przystojny, że miałam ochotę rzucić się na niego i go zgwałcić, chociaż podejrzewam, że nie zdążyłabym do niego podbiec.
         - Witaj Ameelio. Jak się miewasz?  - zapytał szarmanckim głosem.
         - Jakoś, chociaż mogło by być lepiej. Widzisz, wczorajszego wieczora ktoś zakłócił mój spokój, hmm, pomyślmy , kto to był..? – Spojrzałam na niego wymownym wzrokiem
         -Ach, bardzo mi przykro, że miałaś niespokojny wieczór. – Uśmiechnął się łobuzersko – Widzisz, to nie był mój wybór. Czy zrobiłaś to, o co Cię prosiłem? – Spoważniał.
         - Tak, znaczy nie do końca. Spotkałam się z Felcy. Olivera nie ma do tej pory w domu.
         - Tak też myślałem. Nie chcę Cię niepotrzebnie martwić, ale obawiam się, że Oliver nie wróci na razie do domu.
         - Jak to nie wróci? Skąd to wiesz? – Zapytałam, prawie krzycząc.
         - Nie wiem, ale  tak podejrzewam. Widzisz, Am. Powiedziałaś mu o mnie, a to był błąd. Nie powinien wiedzieć, że wróciłem do miasta. On będzie chciał się mnie pozbyć. Gdy ja wrócę, jego plany będą przegrane. – Podrapał się po głowie. – Am, proszę Cię, nie ufaj nikomu. On nie może zamienić się w żadno z nas, demonów, ale w każdą inną osobę. Nie ufaj nikomu, sprawdzaj te osoby. Ja muszę wracać do pracy. Żegnaj. – Ukłonił się i wyszedł. A w mojej głowie zasiał drugie ziarenko. Ziarenko niepokoju.
                                                        *
         Minęły już trzy dni, Oliver nie wrócił do domu. Razem z Fel doszłyśmy do wniosku, że Nathan ma rację i coś z Olim jest nie tak. Jak codziennie rano zeszłam do kuchni. Była tam Klara. Zdziwiłam się, ponieważ powinna mieć dziś wolne. Miała na sobie nowe rzeczy, ale te rzeczy mi nie pasowały do niej. Na rece nie miała również obrączki, którą zawsze nosiła, choć jej mąż już nie żył. Miałam przeczucie, że to nie była Klara.
         - Witaj Klaro. Jak Ci mija dzień?
         - A dobrze. – odpowiedziała, nie patrząc w moją stronę. Klara zawsze patrzyła na mnie, gdy mówiła i odpowiadała całymi zdaniami. Chciała się upewnić.
         - A jak córeczka?
         - Dobrze.-  zastanowiła się chwilę. – Jest w szkole.
         - Mam Cię Oliverze. Możesz mi powiedzieć, dlaczego podszywasz się pod Klarę?
         Spojrzał na mnie z dezaprobatą i przemienił się powrotem w siebie.
         - Chciałem wiedzieć, co u Ciebie. Po prostu. – rozłożył ręce.
         - Gdyby to było tak po prostu, to wrócił byś do domu.
         - Nie mogę wrócić, ale Ty musisz pójść ze mną.
         Nagle znalazł się tuż obok mnie, złapał od tyłu. Poczułam ukłucie na szyi i mój umysł przestawał reagować.  Wsadziłam rękę do kieszeni i nacisnęłam guzik na telefonie. Oby Felcy dostała wiadomość alarmową – pomyślałam.
         - Czemu to robisz? – powiedziałam prawie niesłyszalnie.
         - Kocham Cię Am, ale mieszasz, za bardzo mieszasz. – usłyszałam, po czym zapadła błoga ciemność. 


.....................................................................................................................................
czytam, więc komentuję. 

czwartek, 26 listopada 2015

ROZDZIAŁ 9 - ZMIENNOŚĆ


                - Felcy, musimy porozmawiać -  ręce trzęsły mi się niesamowicie, gdy to mówiłam. –Tak, wiem, że jesteś na randce, ale będziesz miała ich jeszcze miliony, a ta sprawa naprawdę nie może czekać. – Wcale nie była zadowolona, że przerywam jej randkę. – Rozumiem, obiecuję, że Ci to wynagrodzę, tylko proszę, spotkajmy się. OK. Będę tam za dwadzieścia minut. – Odłożyłam telefon i zaczęłam się ubierać.
         Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że byłam nieziemsko przerażona.  Moje ciało całe się trzęsło, a ja nie potrafiłam nad tym zapanować. Na początku nie chciałam nikomu mówić o tym co się wydarzyło, ale po przemyśleniu wszystkiego, zrozumiałam, że muszę komuś zaufać. Nie mogłam powiedzieć o tym Teyi, ponieważ to była siostra Olivera, nie mogłam powiedzieć Jonowi, ponieważ to jego najlepszy przyjaciel, ale Felcy? Felcy trzymała się głównie ze mną.
         Dobiegłam właśnie do naszej skrytki w lesie, Felcy już tam na mnie czekała. Miała nietęgą minę i wiedziałam, że muszę opowiedzieć jej o wszystkim, żeby nie miała do mnie pretensji.
         - Felcy, to naprawdę bardzo ważne, tylko Tobie mogę o tym powiedzieć. Czy wiesz może gdzie jest Oliver?
         - Nie wiem, ale jeżeli tylko po to wyciągnęłaś mnie z randki, to lojalnie uprzedzam, że mam nadprzyrodzone moce, których nie zawaham się użyć.  – spojrzała, piorunując mnie wzrokiem.
         - Nie. Mam  prośbę do Ciebie. Czy możesz pokazać mi swoje oczy?
         Felcy spojrzała na mnie jak na idiotkę, ale mi pokazała. Były identyczne jak moje i Nathana.
         - O co chodzi Am?  Mów, co się dzieje.
         - No bo widzisz… Czy możemy porozmawiać w środku?
         - Nie, Am, jeżeli chcesz, żeby to zostało po między nami, nie możemy wejść do środka… Widzisz, podejrzewam, że w środku jest podsłuch. Ostatnio zauważyłam pluskwy, ale nie chciałam mówić nikomu, że o nich wiem.
         - Rozumiem. Fel, bo widzisz był u mnie Nathan..- zaczęłam i powoli krok po kroku opowiedziałam jej o całym tym zdarzeniu, które zaszło dzisiejszego wieczora.
         - Wiedziałam, miałam co do tego pewność – skwitowała.
         - Jak to, miałaś pewność? – Byłam zdziwiona,
         - Tak, Am.. Już dłuższy czas podejrzewałam, że Oliver nie jest do końca z nami szczery. Widzisz, poszperałam, uruchomiłam znajomości i wiem, jak rodzą się diabły. Dzieci diabła. Widzisz, w historii świata  nie był przypadku, aby demon zesłał… bliźniaki. Jest to nie możliwe, ponieważ  bliźniaki powinny mieć takie same moce, Oliver całkowicie różni się od Teyi.
         - Możesz mi powiedzieć jakie moce ma Oliver?
         - Widzisz, na świecie jest więcej osób takich jak my. Poprosiłam ich o pomoc. Oliver, hmm, jakby to zwięźle powiedzieć… Może przybierać różne postacie, może w danym momencie przybrać czyjąś skórę, ale nie ma jego mocy. – Nagle mnie cos tknęło.
         - Możesz mi pokazać swoje moce?  - Spojrzała na mnie z dezaprobatą, ale mnie zrozumiała.  Poczułam silny Skórcz całego ciała. = Ok., przestań, to boli!
         Uśmiechnęła się.
         - Więc Oliver nie jest … z nami?
         - Myślę, że Oliver coś ukrywa, że nie jest on bratem Teyi, Prawdziwym bratem.
         Słowa Felcy dały mi do myślenia. Byłam zadowolona, że jej o wszystkim powiedziałam, że nie jestem z tym sama. Ale nurtowała mnie myśl, że jeżeli Oliver nie jest bratem Teyi, to dlaczego z nimi jest? Co on kombinuje.
         W moim umyśle rodziła się jeszcze jedna dziwna rzecz.. Fel powiedziała, że bliźniacze diabły mają taką samą moc, a Teya miała taką samą moc jak… Nathan.

środa, 25 listopada 2015

ROZDZIAŁ 8 - o tym, jaką to tajemnicę powierzono Am



               — Nie rozumiem tego Am, naprawdę. To jest nie możliwe! — krzyknął oburzony Oliver — Nie ma innych ludzi, takich jak my. Nie ma też innego demona, rozumiesz? A z tego co wiem, to nie był  Felton…
         — Nie Oliver, to nie był Felton. To był Nathan. Nathan, który u mnie pracuję. Jest moim pracownikiem, zwykłym, normalnym doradcą klienta w oddziale, nic nadzwyczajnego. Nie zwrócił prędzej mojej uwagi, ale on tam stał. — Pokiwałam głową. — Stał i czekał na mnie. Rozumiesz?
         Oliver siedział z założonymi na głowę rękoma i nic nie mówił. Wzrok miał wbity w podłogę.
         — Musimy powiedzieć dziewczynom i Jonowi.
         — Już wszystko wiemy — W tym momencie do mieszkania weszła cała trójka. — Nie tak trudno wyczuć kiedy Ameel się denerwuję. Sorry, ale jak to wyczułem, chciałem wiedzieć co się dzieję. — Spojrzał na mnie przepraszająco.
         — Nic nie szkodzi Jon, ale proszę nie nadużywaj swojego daru zbyt często, ok? — poprosiłam żartobliwie. Jon skinął głową, uśmiechając się.
         — Kim jest ten Nathan? Co tu robi? Czy długo dla ciebie pracuję?
         — Nie wiem, ale jutro się dowiem. — Powiedziałam, przybierając szyderczy uśmiech na moją twarz. — A teraz chciałabym was przeprosić, ale miałam bardzo ciężki dzień.
         — Okej Am, idź, nie przejmuj się nami, damy sobie radę.  — powiedziała Teya, jakoś dziwnie spokojnym głosem. Coś nie pasowało mi w jej zachowaniu, ale nie dałam tego po sobie poznać.
         Weszłam na górę. Wyciągnęłam z górnej szafki biały jak śnieg, puchaty ręcznik i powędrowałam w kierunku łazienki. Zapaliłam świeczki zapachowe, puściłam gorącą wodę i wlałam odrobinę płynu do kąpieli o zapachu konwalii – uwielbiałam tą woń. Zdjęłam swoje rzeczy, zmyłam makijaż i popatrzyłam w lustro. Lubiłam moją twarz, była taka czysta, nieskazitelnie czysta. Nie miała żadnej zwady. W końcu, byłam aniołem. Czarnym aniołem.
         Położyłam się w wannie. Woda była gorąca, chociaż ja i tak tego nie czułam. Normalna osoba pewnie by się poparzyła, ale nie ja. Mi to nie przeszkadzało. Ciekawiło mnie zachowanie Teyi. Jakoś dziwnie zareagowała, gdy wspomniałam, że dowiem się kim jest Nathan. Nagle zrobiło mi się bardzo słabo. Wstałam z wanny, wytarłam swoje ciało i udałam się do sypialni. Nikogo nie było.
—Oliver? – zawołam, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza.
         Cisza... Ta cisza nie była normalna. Nie było nic słychać, aż bolały uszy. Zeszłam po schodach, dokładnie słyszałam każdy swój krok, każde stąpnięcie. Nigdy nie miałam jakiegoś dobrego słuchu, ale teraz słyszałam wszystko.
         Ku mojemu zdziwieniu okno w salonie było otwarte. Miałam złe przeczucia, ale  co mogło mi się stać? Absolutnie nic. No ja chyba żartuję. Zagraża mi demon, a ja mówię, że nic mi się nie może stać?
         Zza okna dobiegały jakieś dźwięki, jakby szeleszczenie drzew, jakby ktoś tam chodził. Podeszłam bliżej, jednak nic nie widziałam. Panował taki mrok,  że nic nie było widać pod nosem, nie wspominając już o czymś, co było dalej.
         — Witaj szefowo. — Nagle jakiś głos wyrwał mnie z zamyślenia. Krzyknęłam z przerażenia, chociaż wiedziałam, że to nic nie da. Odwróciłam się i wcale nie zdziwiłam się widokiem, który ujrzałam.
         Jego blond włosy delikatnie opadały na czoło. Na policzkach rysowały się słodkie dołeczki, które przyprawiały o zawrót głowy. Oczy świeciły jasno, przejrzyście. Był taki przystojny, że na jego widok zapominałam o strachu.
         — Nie bój się mnie. — powiedział.
         — Nie boję się Nathanie. Czemu miałabym się ciebie bać? Wolałabym wiedzieć jak tutaj wszedłeś?
         — No cóż — Zaśmiał się — nie mogę ci jeszcze zdradzić tej tajemnicy, powiedzmy, że mam swoje sposoby — Jego uśmiech przyprawiał mnie o zawroty głowy — Słyszałem, że chciałabyś wiedzieć kilka rzeczy na mój temat, więc postanowiłem ułatwić ci sprawę i tatatadam — Zrobił wymowny gest rękoma – Oto jestem.
         — Cieszę się, że zaoszczędziłeś mi kłopotu w poszukiwaniach, ale myślę, że tę rozmowę wolałabym odbyć w biurze. Rozumiesz, czuję się trochę niezręcznie — Pokazałam wzrokiem na mój szlafrok.
         — Ależ Am, mi się bardzo podoba taka sytuacjia. Jesteś bardzo… hmm belleza*.
         — Och, dziękuję, ale nadal czuję się niezręcznie. — Zaczerwieniłam się.
         — A więc myślę, że możemy zaczynać. Może przejdziemy na górę, tam masz zdecydowanie ładniejszy salon.
         — Skąd wiesz, że mam salon na górze?  A zresztą, czy to ważne. Dobrze, przejdźmy tam.
         — Panie przodem. — Postąpił niczym gentelman, ale czułam, że wchodząc po schodach gapi się na mój tyłek.
         — Możesz tego nie robić? — zapytałam.
         — Mogę, ale nie chcę — odpowiedział, chamsko się uśmiechając.  Puściłam to mimo uszu i szłam dalej.
         Weszliśmy do salonu, ale tego, co tam się wydarzyło się nie spodziewałam. Nie zdarzyłam się usiąść, nawet odwrócić, a już leżałam na sofie, a nade mną leżał Nathan.
         — Nie bądź taka łatwo wierna obcym Am, bo to może cię słono kosztować — Polizał mnie po szyi. – Posłuchaj mnie uważnie. Nie ufaj Oliverowi. Nie ufaj mu pod żadnym pozorem. On nie jest taki, jak myślisz. Nie znasz go Am, nie znasz! Nie mów mu o niczym, o czym się dowiesz. Nie jemu. On jest zły Am. A żeby ci to udowodnić, spójrz w moje, swoje, swoich przyjaciół i jego oczy. Spójrz, gdy będzie mrok. Czy widziałaś kiedyś jego oczy. Czy widziałaś je po zmroku. Zapamiętaj, to co ci teraz mówię. I patrz.
         Popatrzyłam w oczy Nathana. Nie bałam się w ogóle. Ufałam mu. W jego oczach zobaczyłam jasne, bardzo jasne płomienie, które były jak nadzieja, jak światełko w tunelu. Patrzyłam mu prosto w oczy, gdy nagle poczułam jego pocałunek na moich ustach. Płonęliśmy cali w namiętnym uniesieniu, nigdy nie czułam czegoś takiego, nigdy nie przeżywałam takiej rozkoszy.
         — Pamiętaj, mnie nigdy tutaj nie było. Nic się nie wydarzyło. Nie ufaj Oliverowi. I spójrz im w oczy. — Powiedział to i nagle zniknął.
         Leżałam jeszcze chwilę otępiała na łóżku, zastanawiając co się stało i jak się stało. Co miał na myśli.
         Podeszłam do lustra. W całkowitej ciemności spojrzałam w nie i zobaczyłam… Płomyki.. Takie same płomyki jak u Nathana. Były identyczne. Prawda była taka, że ja nigdy nie widziałąm oczu Olivera w nocy. Nigdy go przy mnie nie było lub dopóki nie poszłam spać paliło się światło.
         Nathan zasiał we mnie ziarenko wątpliwości.

         Leżałam i się zastanawiałam, gdzie w tym momencie jest Oliver. Na pewno nie z Teyą. Ona miała pojechać po wyjściu od nas na kilka dni na uczelnię. Na pewno nie z Felcy. Ona miała iść na  randkę. Z Jonem też go nie było, bo Jon pewnie już spał. Wysłał mi jak zwykle SMS’a na dobranoc. Ze mną też go nie było. Więc, gdzie był Oliver..? 

ROZDZIAŁ 7 O TYM, JAKIEGO NIEZWYKŁEGO PRACOWNIKA MA AM

ROZDZIAŁ 7 - NIEZWYKŁY..


Ledwo weszłam do biura, dopadł mnie kierownik salonu, Mike.
         — Pani Ameelio, dzień dobry. Nie chciałbym być niegrzeczny czy coś w tym rodzaju, ale spóźniać się w tak ważnym dniu, jak dzisiejszy to lekkie niedociągnięcie. — Spojrzał na mnie wzrokiem, który był pełen obaw.
         — Rozumiem Mike, rozumiem. Nie mam pretensji, wiem, że się spóźniłam, ale miałam pewne... hm, problemy rodzinne. Nie muszę ci się tłumaczyć. Czy wszyscy już są? — zapytałam. Było mi niezręcznie, ponieważ mój pracownik właśnie dał mi do zrozumienia, że źle szefuje. Niestety miał odrobinę racji. Gdyby nie on, ten bank by nie istniał, a na pewno nie funkcjonował prawidłowo.
— Tak, czekamy na panią w sali konferencyjnej.  
         — Dobrze, daj mi sekundę i już jestem. — Przytaknął i wyszedł.
         Podeszłam do lustra, wyglądałam niezwykle elegancko. Na mojej głowie był zgrabnie uczesany koczek, a makijaż miałam delikatny, wręcz subtelny. Założyłam beżową sukienkę, która sięgała mi ledwo za uda i idealnie podkreślała mój biust. Na nogach miałam czarne, skórzane kozaczki. Całość sprawiała, że wyglądałam niesamowicie, jak prawdziwa pani prezes. Nałożyłam na usta szminkę w kolorze cielistym i ruszyłam stawić czoła moim pracownikom. 
 Nie był to już bank moich rodziców. Na początku miałam być tylko menagerem, ale rodzice za moimi plecami przepisali placówkę mi, więc oficjalnie zostałam prezesem.
         Weszłam do sali. Wszyscy mnie przywitali, po czym usiedli na swoich miejscach. Ja również zajęłam swoje, które znajdowała się na samum końcu stołu, tak aby każdy mnie widział i słyszał. 
 — Witam wszystkich zebranych tutaj, mam nadzieję, że nikomu nic nie wypadło i wszyscy się stawili? — zadałam wymowne pytanie. Mike pokiwał twierdząco głową. — Nazywam się Ameel Queen, jestem nowym prezesem banku. Mam nadzieję, że wszyscy zostaliście poinformowani o tej zmianie. Zamierzam wprowadzić kilka nowych zasad panujących w naszym banku i odrobinkę pozmieniać pelsonel. — Zauważyłam na twarzach pracowników przerażenie, więc postanowiłam sprostować. — Nie mam tutaj na myśli redukcji etatów. — Ulga pojawiła się na wielu twarzach. — Wiem, że dla większości z was praca tutaj jest piorytetem i jedynym źródłem utrzymania, ale zauważyłam również, że niektórzy z was się nie starają. Nie chcę być postrzegana jako ta zła — Zrobiłam ptaszki palcami — ale musicie zrozumieć, że nie jesteście tutaj zatrudnieni, aby popijać kawkę. Nie myślcie, że ktoś mi donosi. Nie, nic z tych rzeczy. W banku są kamery, których obraz lubię pooglądać zamiast telewizji.  Tak więc, proszę o przyłożenie się do pracy, a nie siedzenie przy kawce i komentowanie innych pracowników. Mam nadzieję, że panie i panowie, o których mówię wiedzą, że mam  ich na myśli, ponieważ na kolejnym zebraniu nie chciałabym się powtarzać i wskazywać palcem. — mówiłam to, patrząc w sufit, ale zauważyłam kilka spojrzeń w moją stronę. Tak naprawdę nie oglądałam żadnych nagrań, po prostu Mike mnie uprzedził, że są takie osoby w naszej firmie, które się wywyższają i liczą na awans. 
         — Kolejną sprawa, którą chciałabym poruszyć są kwestię etatów. Jak wiecie, zbliżają się święta i będzie zmożony ruch. Jedni będą wpłacać pieniądze, inni wypłacać. Nasz kierownik potrzebuje zastępcy i musimy kogoś wybrać, jednak nie chciałabym, aby była to decyzja, której potem będę żałować. Kolejnym wolnym stanowiskiem jest pomoc pani Feli, naszej głównej księgowej, więc poszukujemy kandydata na stanowisko asystenta do spraw księgowości. Mam również dwa miejsca na stanowisko doradcy klienta - wiadomo, że zarabia on więcej niż kasjerka, ale nie martwcie się. Oprócz świątecznej premii mam dla was niespodziankę.  Miłą niespodziankę, o której dowiecie się na kolejnym naszym spotkaniu, dziś wieczorem. — Odetchnęłam z ulgą, że mój wykład się skończył, ale Mike kiwnął głową, dając mi do zrozumienia, że o czymś zapomniałam.. — A, no właśnie, w związku z tymi zmianami etatów poprosiłabym do godziny.. — Spojrzałam na zegarek, była za kwadrans dziesiąta. — Dziesiątej trzydzieści dostarczyć do pana Mike'a swoje CV oraz list motywacyjny. Dziękuję wszystkim za uwagę, w razie pytań będę w swoim biurze. — Powiedziałam i dumna z siebie wyszłam z sali. 
 Mike wyszedł zaraz za mną, więc poprosiłam go, aby przyszedł do mojego gabinetu. 
 — Mike, ty znasz tych ludzi lepiej ode mnie, orientujesz się, kto ma jakie warunki, możesz zrobić mi listę osób bardziej i mniej zamożnych? Chciałabym im pomóc. 
 Mike wykonał moje polecenie, po czym wrócił z listą, o którą go prosiłam oraz CV wszystkich osób. Zaczęłam najpierw od listy, która była bardzo prosta. Osoby, co nie szanowały innych pracowników były bardzo bogate. Wybraliśmy cztery najbiedniejsze osoby i to im postanowiliśmy dać awans. 
         Na spotkaniu popołudniowym przedstawiliśmy razem z Mike'm osoby, które awansowały oraz wyjaśniliśmy naszą niespodziankę. Wszystkie osoby dostały podwyżki płacy. Osoby, które zarabiały najmniej - o dwadzieścia pięć procent swojej pensji, a te, które zarabiały nieco więcej o pietnaście procent. Każdy był bardzo zadowolony.
 Było pietnaście po czwartej. Postanowiłam wrócić do swojego biura i jeszcze raz przejrzeć dokumenty. Zainteresował mnie nasz doradca klienta, Nathan Szell. Zwrócił oją uwagę, ponieważ był niesamowicie bogaty. Jego rodzice byli dużo bogatsi od moich,  on miał pod sobą kilka firm. Dlaczego więc pracował w moim banku? Nie sądzę, że potrzebne mu były pieniądze. Z drugiej strony, Nathan był zniewalająco przystojny. Jego jasne blond włosy, niebieskie oczy, ciało niesamowicie umuskularnione, każda dziewczyna na niego by poleciała, a on jej nie miał. Było w nim coś dziwnego, czułam, że to nie jest coś, o czym dowie się każdy.
         W biurze zrobiło się strasznie zimno. Spojrzałam na zegarek, było już po piątej. Oprócz Mike i sprzątaczek nie było już nikogo. Podeszłam do okna. Na parkingu stały trzy samochody. Mój, Mike'a i jeszcze jeden. W środku tego ostatniego ktoś siedział.  Z  drugiego piętra niestety nie mogłam ujrzeć twarzy, ale był to na pewno mężczyzna. Odeszłam od okna, wzięłam płaszcz i już miałam wychodzić, gdy coś mnie tknęło, abym z powrotem podeszła do okna. Nathan stał obok samochodu, na który jeszcze przed momentem tak beszczelnie się gapiłam. Patrzył w moje okna. Nie widziałam nic, oprócz dwojga niebieskich oczu, które wpatrywały się we mnie. Płonęły, jego oczy płonęły! Okno nagle się otworzyło, a na  moją twarz wpadła kartka. 
"Spostrzegawcza jesteś Ameel, bardzo spostrzegawcza."  -  przeczytałam. 

         Spojrzałam w dół, nadal tam stał. Szybko zgasiłam światło, ubrałam w pośpiechu płaszczyk i ruszyłam do wyjścia. Wyszłam na dwór, ale na parkingu stał już tylko mój samochód. Poczułam zimny dreszcz obiegający moje ciało. Stałam tam otępiała, a wokół mnie panowała ciemność i głucha, dziwnie głucha cisza...


.........................................................................................................................
Czytam = Komentuję , to naprawdę dużo czasu nie zajmuje. :) 

wtorek, 24 listopada 2015

ROZDZIAŁ 6 o tym, jak ognistą dziewczyną jest Ameel



        
Siedzieliśmy właśnie w salonie, w moim domu. Pokój był jasny i przestronny, na środku stała duża biała kanapa narożna oraz stół. Na ścianie wisiał telewizor, a pod nim w kominku żażył się ogień. Prowadząc do domu przyjaciół byłam pewna, że w kominku jak zawsze będzie rozpalone. Wszystkim osobom, które pracowały u mnie w domu dałam dzień wolny. 
         Moja służba to biedni i nie za bardzo wykwalifikowani ludzie. Są to osoby, które potrzebowały pomocy, więc zgodnie z Oliverem stwierdziliśmy, że otrzymają tę pomoc w zamian za pomoc nam. Wykupiliśmy budynek niedaleko naszej posiadłości, który został wyremontowany. Znajduje się w nim dwanaście małych mieszkań, w pełni wyposażonych oraz duży hol, w którym mogą spędzić czas wspólnie. Niektórzy z  pracowników mają dzieci, np. pani Klara, nasza sprzątaczka - zajmuje się tylko sprzątaniem, przychodzi raz na dwa dni, aby pozmywać naczynia, ogarnąć cały bałagan, który potrafimy zrobić. Zarabia cztery stówki tygodniowo za kilka godzin pracy. Dla nas nie jest to dużo. Klara ma czterdzieści dwa lata i dwójkę dzieci. Mieszkali na ulicy. Byli czyści i zadbani, ale nie mieli za co żyć. Dając im mieszkanie uznałam, że pomagam. Na początku nie chcieliśmy zatrudniać służby, ponieważ doskonale mogliśmy dać sobie radę we dwoje, ale gdy poznałam panią Klarę chciałam jej pomóc. Zapukała któregoś dnia do mojego domu. Było około godziny dziewietnastej. Na rękach miała swojego czteroletniego syna, a obok niej stała mała, na oko dziewięcioletnia dziewczynka. Zapytała wprost czy dostanie kilka kromek chleba dla dzieci, ponieważ są głodne.          Byłam zszokowana, jak mogli w taką pogodę być na dworzu. Chociaż byli dość ciepło ubrani, to jednak dłuższe przebywanie mrozie dla takich maluchów mogło się źle skończyć. Wpuściłam ich do środka i dałam jeść. Pani Klara została u nas na kilka dni, ale nie chciała robić tego za darmo. Z racji tego, że nie miała pieniędzy zaoferowała, że posprząta. I tak już zostało. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, aby zatrudnić ludzi, którzy tego zatrudnienia potrzebują. I tak kupiliśmy budynek, w którym zasiedliliśmy panią Klarę, naszego ogrodnika, palacza, kucharkę, panią od dekoracji oraz opiekunkę do dzieci. Z racji tego, że osoby u nas zatrudnione mają dzieci, które muszą zostać pod  czyjąś opieką. W budynku mieszka jeszcze pan Leord, który zajmuje się opaleniem ich budynku, oraz pani Sara, która zajmuje się utrzymaniem budynku w czystości.
 Usiedliśmy przy kominku, Teya się uśmiechnęła i zapytała po co ich tu przyprowadziłam. Odwzajemniłam uśmiech i kazałam popatrzeć. 
         Ustałam naprzeciw kominka. Podniosłam delikatnie prawą dłoń do góry i wykonałam nią ruch, przypominający zakręcanie kurka z wodą. Płomienie ognia wyskoczyły wysoko w górę i podbiegły do mnie. Otworzyłam szeroko dłoń, a ogień zaczął się palić na mojej ręce. 
         Miny wszystkich były bardzo zabawne. Teya zaczęła szczebiotać, że to jest super i szkoda, że ona tak nie umie, ale ja jeszcze nie skończyłam pokazu. Ruchem ręki odesłałam ogień do kominka.
         — Felcy, czy mogłabyś odkręcić kran w kuchni? — spytałam, ponieważ nie chciało mi się tam podchodzić, a ona umiała kontrolować przedmioty martwe. Spojrzała na kran i puściła wodę.
         Znów wykonałam kilka ruchów ręką. Woda zaczęła wirować po całym pokoju. Nawet jedna kropla nie upadła na podłogę. Woda robiła dokładnie to, co chciałam. Była mi posłuszna niczym… Niestety nie mam dobrego porównania. 
— Myślę, że już wiemy jaki magiczny sekret skrywa Am. — powiedział Jon. 
         Uśmiechnęłam się do niego. Woda wróciła do zlewu, a Felcy zakręciła kran. Mogłabym się tak bawić wodą w nieskończoność.
         — Tak, potrafię jeszcze kontrolować pogodę, ale nie wychodzi mi to  za dobrze. Wiatr niestety się mnie nie do końca słucha. —powiedziałam, uśmiechając się do Olivera 
         —Uhm — Spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie skarcić wzrokiem, ale zauważyłam jak kącik jego warg drga, w stronę uśmiechu. — To dlatego mieliśmy ostatnio pootwierane okna w nocy? 
         Kiwnęłam przytakująco głową.
         — Dobrze, ale nie rozumiem jednej rzeczy, kontrola kontrolą — przerwała Felcy — Ale możesz mi wyjaśnić, jakim cudem ogień cię nie parzy? 
         — Nie wiem, naprawdę, Tak już mam. Dowiedziałam się przypadkiem, gdy pewnego dnia Oliver wyszedł z domu w środku nocy, zapaliłam papierosa. Nie zauważyłam jak spadł mi żar i moje ubranie zaczęło się palić. Na początku trochę spanikowałam, ale zdałam sobie sprawę, że moja skóra jest odporna na ogień. Nie miałam żadnego śladu ani nie czułam ciepła od ognia. Inaczej jest, gdy jest gorąco, wtedy mój organizm je wyczuwa, ale nie ogień. Z wodą jest podobnie, nie czuję jej. Mogę się myć w gorącej i lodowatej wodzie, nie robi mi to różnicy. Nie czuję jej. Mogę również oddychać pod wodą. 
         — Och, to pasjonujące! — krzyknęła Teya.
         — Która jest godzina? Dziś muszę stawić się w banku, będę miała ciężki dzień.
         — Kwadrans po ósmej. — odpowiedział mi Oliver.

         — Cholera jasna! Spóźnię się! — krzyknęłam, biegnąc na górę, by się przygotować. 

....................................................................................................................................

Cześć wam, pracuję właśnie nad kolejnym rozdziałem, w któym poznacie nowego bohatera.
Będzie bardzo ważną postacią w tym utworzę i postaram się przedstawić go tak, abyście go dobrze zapamiętali, ponieważ pojawi się, ale.. może również zniknie, żeby pożniej z hukiem powrócić.
Jedna ważna rzecz, moi bohaterowie nie mieszkają ani w Anglii, ani w USA. Ich polożenie jest  bliżej nie określone.
Proszę o opinię na temat mojego utworu:)
Buziaczki, Patyy  :) 


niedziela, 22 listopada 2015

ROZDZIAŁ PIĄTY O TYM, W JAKI SPOSÓB DOWIEDZIELI SIĘ, ŻE SĄ DZIEĆMI DEMONA.

Czułam się jakoś dziwnie, jakbym nie byłam sobą. Znaczy byłam, ale nie do końca. Widziałam wszystko,co się wokół mnie dzieje, ale nie znajdowałam się  w swoim ciele. Stałam w jakimś ciemnym pomieszczeniu, które najwyraźniej do kogoś należało. Było tam strasznie gorąco i parno.  Byłam przekonana, że to sen, bardzo realistyczny sen.
         Z korytarza obok dochodziły mnie głosy ludzi. Bardzo powoli ruszyłam w tamtym kierunku. Delikatnie uchyliłam drzwi i wyjrzałam na zewnątrz. W moją stronę szedł mężczyzna, na głowie miał czarną kominiarkę. Przestraszyłam się  i odruchowo cofnęłam z  powrotem do pokoju, z którego wyszłam. Mężczyzna wszedł, zapalił światło, rozejrzał się po pomieszczeniu i wyszedł. Nie zauważył mnie, chociaż stałam z nim  twarzą w twarz. Podeszłam do lustra, które wisiało na ścianie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że nie widzę swojego odbicia. Odruchowo chciałam dotknąć lustra, ale moja ręka przez nie przeniknęła. Byłam duchem albo zjawą, niech się zwie jak zwie, ważne, że mnie nie było tam ciałem, a jedynie umysłem.
         Ruszyłam w stronę korytarza  i zaczęłam kierować swoje kroki w kierunku  dobiegających mnie głosów. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam kilka osób, które siedziały na podłodze. Wyglądały strasznie, miały podarte ubrania, zakrwawione twarze. Wyglądały na maksymalnie dwadzieścia pięć lat, ale ich twarze wydawały mi się bardzo znajome. Kobiety spały, mężczyźni siedzieli obok siebie i o czymś rozmawiali, ale nie rozumiałam o czym, ponieważ byłam za daleko. Postanowiłam podejść bliżej. Zrobiłam kilka kroków i prawie zemdlałam, choć podejrzewam, że w moim stanie nie było  to możliwe. Ci ludzie byli... naszymi rodzicami. Byłam tak nerwowa, że chciałam zacząć krzyczeć, ale z mojego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk.
         Do pomieszczenia wszedł  mężczyzna, wyglądał dokładnie tak, jak przedtem. Na jego głowie również była kominiarka, ale  to nie był ten sam człowiek. Ten na ręku miał tatuaż. Kazał panom iść za nim. Postanowiłam podążyć ich tropem. Przeszliśmy jakieś  dwadzieścia metrów, zeszliśmy po schodach. Panowała tam nieziemska temperatura, Mężczyźni ociekali potem i byli bardzo zestresowani. Było to widać po ich minach.
 Na wielkim fotelu siedział mężczyzna, miał wyłupiaste oczy, które płonęły. Dosłownie. Było w nich widać ogień. Był łysy i postawny, sam jego widok wzbudzał grozę. Odwrócił się w stronę naszych ojców i zaczął przemawiać.
         — Nazywam się Felton. Jestem najpotężniejszym człowiekiem na świecie. Ach, dodam moi kochani, że nie jestem człowiekiem. Jestem synem demona. Nie bójcie się, w waszych oczach widzę przerażenie. Już nic więcej wam się nie stanie, nic, obiecuję — Uśmiechnął się —  Wyobrażam sobie wasz lęk, też bym się bał. Niestety, nie chcieliście tutaj przyjść po dobroci, więc musiałem ściągnąć was siłą, za co chciałbym serdecznie przeprosić. Powiem krótko, zostaniecie rodzicami.
         Mężczyźni spojrzeli po sobie, a potem na niego. Byli przerażeni i nie do końca rozumieli, o czym on mówi.
         — Nie rozumiecie, oh, już tłumaczę —Podrapał się po brodzie  —Wasze koleżanki, bo jak zauważyłem nie kobiety, są w ciąży. W magiczny sposób postarałem się, aby urodziły dzieci diabła, które będą mi służyć. Mieliście być to wy, ale jesteście zbyt zepsuci. Potrzebne mi czyste dusze, których wy nie posiadacie. To tak dla wyjaśnienia. Podałem wam narkotyk, który spowoduje, że kobiety nie będą nic pamiętać, nic ze zdarzeń, które wydarzyły się na wyspie, a wy… Prędzej czy później umrzecie, ale najpierw wychowacie wasze dzieci i lepiej dla was, żeby te dzieci się mi nie sprzeciwiły w przyszłości, bo wtedy ciężko widzę wasz, jak i ich los. Wyprowadzić ich. — Wskazał palcem w stronę drzwi.
 Wychodząc z pomieszczenia moja głowa zaczęła miarowo pulsować, po czym obraz zaczął mi zanikać, aż znikł w  całkowicie.

***

         — Obudziła się! — Usłyszałam głos Teyi, która stała nade mną — Co się z tobą działo, nie mogliśmy cię obudzić.
         — Ja... Ja gdzieś byłam. - Zamknęłam oczy - W przeszłości.
         — Jak to? -—zapytał Jon, powoli zmierzając w moim kierunku.
         — Widziałam Feltona, widziałam naszych rodziców w młodości. I wiem, kim jesteśmy… — Skrzywiłam się, podnosząc głowę, ponieważ nadal cholernie mnie bolała.  — Jesteśmy dziećmi diabła. On żyje i musimy z nim walczyć!
         — Wiemy Am, nie ty pierwsza cofnęłaś się do przeszłości. — Felcy siedziała na przeciw mnie, malowała paznokcie. — Wszyscy to widzieliśmy. To i jego, ale żadne z nas nie wie do końca, z czym mamy do czynienia, ani jak z tym walczyć, dlatego nadal się uczymy. Obawiam się jednak, że czasu zostaje coraz mniej i niedługo będziemy musieli zmierzyć się z tym, co nas czeka.
 Oliver złapał mnie za rękę, mocno ścisnął, tak że aż zabolało.
         — Musimy odgadnąć jaką moc ma Am, bez tego nie damy rady.
         —Podejrzewam — Przełknęłam ślinę - Że długo nie będziemy musieli szukać. Coś wam pokażę.

------------------------------------------

Dziękuję wszystkim osobom odwiedzającym i czytającym mojego bloga. Chciałabym powiedzieć, że jesteście dla mnie bardzo ważnii, bo bez was nie on by nie istniał. '
Chciałabym również prosić o komentarze i wyrażanie opinii, abym mogła poprawić swoje błędy i ulepszyć swój styl pisania. Możecie również wklejać linki do waszych blogów, chętnie poczytam i wyrażę swoje opinie.
Buziaczki, Patyy :*:*


Rozdział 4 o tym, jak bardzo nienormalne mogą być osoby, któe nie są ludżmi.


         Gdzie my jesteśmy, do cholery? Idziemy już prawie godzinę jakimś lasem, jest ciemno, mokro, wieje wiatr i pada deszcz. Znów zaczynam się bać, chociaż to tylko las, ale ten las ma w sobie jakąś aurę. Złą aurę. 
         Doszliśmy do wielkiego drzewa, gdy nagle Oliver kazał się zatrzymać. Uniósł korę i pojawiło się wejście do jaskini. To było przerażające, a zarazem ekscytujące. Czułam dziwny zapach, jakby krwi, ale zignorowałam to. Mój mózg ostatnio płatał mi takie figle, że wolałam nie myśleć, co jest prawdą, a co nią nie jest. Powoli zeszliśmy długimi schodami na dół. Było ciemno, wilgotno i przerażająco, ale to, co zobaczyłam po wejściu do jaskini było niesamowite. Pomieszczenie było duże i jasne. Na środku stało kilka komputerów, co wyglądało jak specjalistyczne studio informatyczne rodem z filmów. Po lewej stronie stała skórzana biała kanapa, dwa fotele, i wielki stolik kawowy, na którym postawiony był elegancki wazon pełen Konwalii, dodający uroku całemu miejscu. Na ścianie wisiał telewizor, co nadawało domowego efektu. Pod ścianami stały przezroczyste regały, w których znajdowały się tony różnego rodzaju broni: miecze, pistolety, strzały. Gdy to zobaczyłam, poczułam strach, ponieważ nigdy w życiu nie widziałam tyle amunicji w jednym miejscu. 
         Z boku były drzwi, przez które weszli moi przyjaciele. Teya rozpromieniła się na mój widok, niczym dziecko na widok całej torby cukierków.
         — Am! — krzyknęła — W końcu tu jesteś. Zobacz, to nasz drugi dom. — powiedziała rozentuzjazmowanym głosem.
         — Spokojnie, Teya, —  Zaśmiała się  Felcy. Była ubrana tak jak brunetka poprzedniego dnia. W tamtym momencie zauważyłam, że wszyscy są tak ubrani, oprócz mnie. 
         — Gdy wczoraj spałaś, spotkaliśmy się tu wieczorem — zaczął Oliver — I doszliśmy do wniosku, że najwyższa pora , abyś do nas dołączyła.
         — Dołączyła? — Zdziwiłam się — Do czego? 
         — Widzisz, Oliver opowiedział ci już historię, którą przekazał mi mój ojciec, umierając. — Jon powoli spojrzał każdemu z nas w oczy — Jak się pewnie domyślasz, nie jesteśmy normalnymi dziećmi. Nasi rodzice nie poczęli nas w tradycyjny sposób, w taki, z jakiego rodzą się normalne brzdące. Można powiedzieć, że jesteśmy potomkami diabła.
 Byłam kompletnie otępiała. Potomkami diabła? O czym on mówił, jak mogliśmy być potomkami diabła. 
         — Pewnie teraz myślisz, że już do reszty zwariowaliśmy, ale uwierz, że mówię prawdę. To, czego się dzisiaj dowiesz, musisz zachować tylko dla siebie. Nie możesz nikomu o tym powiedzieć, nie możesz z nikim o tym rozmawiać. Każdy człowiek jest potencjalnie naszym wrogiem, rozumiesz? 
         Kiwnęłam potwierdzająco głową i czekałam na dalszy ciąg monologu.
         — A więc, przechodząc do rzeczy. Każde z nas pochodzi z bogatej rodziny. żadne nie chciało iść do prestiżowych szkół, a nasi rodzice byli kiedyś przyjaciółmi. Po tym, jak się urodziliśmy, urwali kontakt i nigdy więcej się do siebie nie odezwali. My dorastaliśmy jako normalne dzieci, wesołe, bawiące się, więc nie było się czym przejmować. Mój ojciec umierając, postanowił mi o wszystkim powiedzieć, ponieważ wie, jakie niebezpieczeństwo nam grozi. Nie tylko nam, ale całej ludzkości. My jesteśmy jedyną bronią, aby uchronić świat przed katastrofą, która nieubłaganie nadchodzi. Felton zadając ostateczny cios mojemu ojcu, opowiedział mu o przepowiedni, która głosiła, że niebezpieczeństwo nadejdzie, gdy ostatni członek LOFREE odnajdzie oczy innego. A tak się stało poprzedniej nocy.
         — Chcesz powiedzieć, że ja naprawdę widziałam twoimi oczami? — Szok był tak duży, że zaczęłam ciężej oddychać.
         — Tak, ale nie bój się, to nic strasznego, a może się przydać.
         —  Nic strasznego?! — krzyknęłam — Jon! Ja widziałam to, co ty widziałeś. Widziałam, jak Teya zabiła człowieka. - Nagle dotarło do mnie, że ona naprawdę to zrobiła. Powoli odsunęłam się od niej i przytuliłam Olivera.
         — Słonko, nie bój się. To nie był człowiek. — Podnosił mnie na duchu, co jeszcze bardziej mnie przerażało.
         — Jak nie człowiek, to kto? — zadrwiłam.
         — To było połączenie człowieka z nadprzyrodzonymi mocami, takimi jakie my posiadamy. W tym sęk, że nasze moce są przydatne i nie wykorzystujemy ich do czynienia zła. — Felcy spojrzała mi prosto w oczy — Chyba czas na pokaz Oliverze. 
         Znów dudniło mi w głowie. Moje nogi zaczynały  robić się  miękkie i uginać  pod moim ciężarem. Nagle poczułam, że się unoszę. W pierwszym momencie spanikowałam, nie mogąc zrozumieć, co się dzieję. Czułam się jak chmura, miałam sparaliżowane nogi, ale wisiałam w powietrzu. Oliver powiedział, abym spojrzała na Felcy. Gdy to zrobiłam, doszło do mnie, że to ona mnie podnosi. Podnosi mnie wzrokiem. W jej oczach zobaczyłam płonące niebieskie światełka, które wlepiały się we mnie. Gdy promień tracił na mocy, delikatnie opadałam na ziemie. Byłam przerażona. Nie znałam jej z takiej strony. W ogóle nie znałam moich przyjaciół, którzy niby nimi byli. Chociaż w tamtym momencie nie byłam już niczego pewna. Nie, jednej rzeczy byłam świadoma. Nic nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. 
         — Jesteś przerażona , wiem. Ja też byłam,. — powiedziała Felcy — Usiądź, opowiem ci, jak to wszystko się zaczęło. 
         Podeszłam na przeciw niej, usiadłyśmy po turecku. Spojrzałam jej w oczy. Świeciły jasno i były przyjazne, takie jak zawsze. Już się nie bałam, ciekawość wzięła górę nad lękiem. 
— Nazywam się Felcy Tomson, jak wiesz. - Zaśmiała się. Odwzajemniłam uśmiech. — Byłam normalnym dzieckiem, takim jak wszystkie inne. Oprócz faktu, że jestem bogata i wykorzystywałam to w relacji z chłopakami, nic innego mnie nie wyróżniało. Mając szesnaście lat, zapragnęłam coś zmienić w moim życiu i odciąć się od bogatych dzieciaków. Postanowiłam iść do miejscowego LO, które nie słynie sławą. Było mi ciężko. Nikt mnie tam nie akceptował, nikt oprócz Jonego. On czuł to samo, co ja. Któregoś dnia, na lekcji fizyki nauczycielka oddawała sprawdziany. Zawsze się dobrze uczyłam i nie dostawałam niższej oceny niż  pięć z minusem, ale tego dnia dostałam mierną. Byłam strasznie wciekła, ponieważ wiedziałam, że napisałam wszystko dobrze, a nauczycielka mnie nie lubi. Spojrzałam na nią wciekła i pomyślałam, żeby spadła z tego krzesła. I tak się stało. Ona chciała usiąść, ale krzesło samo się odsunęło, dlatego wylądowała na podłodze. Byłam zdziwiona, ale i rozbawiona za razem. Spadając kopnęła biurko tak, że wszystkie kartki spadły i wylądowały na mojej ławce, ponieważ siedziałam tuż przed nią. Na wierchu był mój sprawdzian, na którym widniała ocena bardzo dobra. Zapytałam ją, dlaczego powiedziała, że dostałam słabszą ocenę, a ona tylko się uśmiechnęła. Byłam zdziwiona i nie wiedziałam ,co powiedzieć. Tego samego dnia dziewczyna z mojej klasy, która mnie bardzo nie lubiła, podłożyła mi szpilki na krzesło. Ja to jednak zauważyłam i zebrałam szpilki, usiadłam wygodnie, a zdobyte kujki położyłam przed sobą i zaczęłam się nimi bawić. Zaczęło się dziać coś dziwnego. Gdy tylko spojrzałam na którąś z tych szpilek, ona zaczynała się poruszać. Wydawało mi się, że ktoś robi sobie ze mnie żarty. Szpilki zaczęły wirować na ławce, przeskakiwały tam, gdzie kazałam się im znaleźć. Dla żartów pomyślałam, żeby ukuć tą, która chciała uszkodzić moją pupę. Nie wiesz,  jak wielkie było moje zdziwienie, gdy ona nagle poderwała się z miejsca krzycząc, że ktoś ukuł ją szpilką. Cała klasa wybuchła śmiechem, a nauczycielka poważnym tonem zapytała, kto to zrobił. Nie długo myśląc, wzrokiem przełożyłam szpilki na jej ławkę. Klasa śmiała się z niej, że sama się ukuła. Powoli zaczynałam rozumieć, że to, co robię jest nadprzyrodzone. Na początku poruszałam tylko martwymi rzeczami, ale któregoś dnia, wracając z nocnej imprezy, napadło na mnie dwóch chłopaków. Jeden zaczął mnie trzymać a drugi rozbierać. Mówili do mnie, że mnie zgwałcą, że takim, jak ja się należy, że wszystko jest na porządku dziennym, a ja lubię tego typu zabawy. Byli w błędzie. Bałam się, ponieważ w zasięgu mojego wzroku nie było żadnej rzeczy, którą mogłabym kontrolować. Chłopak stał przede mną, miał na sobie pasek. Gdy zaczął go rozpinać, spojrzałam na niego, Owinęłam mu nim ręce. co było dziwniejsze, pomyślałam, żeby zaczął się dusić. Patrzyłam na niego i dusiłam go wzrokiem. Ten, który trzymał mnie z tyłu szybko uciekł, a ja nadal patrzyłam na duszonego. Płakał. Odwróciłam wzrok. Przestał się dusić, a ja uciekłam. Byłam cała roztrzęsiona, nie wiedziałam, co się dzieję. Nie miałam do kogo iść, jedynie Jon przyszedł mi do głowy. Pobiegłam ile sił w nogach do jego domu. Była trzecia w nocy, Jon otworzył mi drzwi zaspany, ale o nic nie pytając, wpuścił mnie do środka. Weszliśmy do jego pokoju i wszystko spokojnie mu opowiedziałam. Popatrzył na mnie z ulgą w oczach. Chciałam go przytulić, ale się bałam, nie znałam go na tyle dobrze, aby opowiadać mu niestworzone rzeczy. Patrzyłam na niego i myślałam o tym, żeby objął mnie swoimi ramionami. I tak się stało. Jon nie mógł mnie puścić, bo ja mu nie pozwalałam, myśląc o tym. Nagle Jon powiedział, że mi wierzy. Opowiedział mi o swoim darze. Od tego czasu zaczęliśmy trzymać się razem. Z biegiem czasu zrozumieliśmy, że nie tylko posiadamy moce, ale także potrafimy walczyć. Jestem wykwintnym łucznikiem, ponieważ taką broń sobie wybrałam. Potrafię ustrzelić gołębia z odległości kilometra. Dziś już panuję nad swoim darem, ale pierwsze dni były ciężkie. Bardzo ciężkie. Potrafiłam krzywdzić ludzi, kazać im robić to, o czym w danej chwili myślałam, a oni nie potrafili nad tym zapanować.
         Byłam przerażona jej wyznaniem. Nie tym, że potrafili kontrolować przedmioty i ludzi, nie tym, że potrafi strzelać z łuku, ale tym, że mogła zostać zgwałcona. Gdyby nie jej moce, dzisiaj nie była by już tą samą Felcy. Była by inna. Zamknięta w sobie, z dozą nienawiści do ludzi. Nie zdążyłam  nic powiedzieć, Jon zabrał głos.
 — Am, nie bądź przerażona, masz rację. Gdyby nie jej moce, dziś prawdopodobnie by już nie żyła. Ci dwaj mężczyźni, którzy ją napadli, nie zostawiali swoich ofiar. Bili je tak długo, aż umierały. 
         — Jon, przecież ja nic nie powiedziałam, skąd wiesz, o czym my... — Podniosłam oczy do góry i spojrzałam na niego, po jego uśmiechu zrozumiałam, że on słyszy moje myśli. Wie o wszystkim, co dzieje się w mojej głowie, ale jak, do cholery, jest to możliwe? 
         — Nie wiem, nie wiem, ale tak już mam. Zacząłem słyszeć myśli innych trochę prędzej. Już mając trzynaście lat, potrafiłem wyłapać pojedyncze słowa z umysłów innych. Na początku zdarzało się to sporadycznie. Pytałem ludzi o coś, co w danej chwili pomyśleli, ponieważ nie potrafiłem rozróżnić myśli od słów wypowiadanych na głos. Na pozór nie jest to wcale pomocne, ponieważ słyszę, co myślą o mnie ludzie, co mówią, a co tak naprawdę robią. Niejednokroć sprawiało mi to ból. Niesamowity ból. Wyobraź sobie, będąc dzieckiem słyszałem myśli moich przyjaciół, którzy ich tylko udawali. Każde z nich mi zazdrościło mojej fortuny, bogactwa jakie posiadam. Gdy tylko miałem jakieś problemy szperałem w głowach moich kumpli i to, czego się dowiadywałem, nie było przyjemne. Mogę to robić na odległość. Myślę, że nigdy nie dowiedziałbym się, co tak naprawdę  stało się na wyspie naszym rodzicom, ale gdy mój ojciec umierał... Am, to nie było tak prosto. Mój ojciec był przykładnym i surowym człowiekiem.  Zawsze ponad wszystko stawiał prawdę, zawsze mówił prawdę, choć nie wiem jak była bolesna. Wiem to najlepiej, bo słyszałem jego myśli. Najważniejsze dla niego były posiłki z rodziną. Nie mówię o śniadaniu czy obiedzie, bo ojciec bardzo wcześnie wychodził z domu, a w dzień jadał kolację z klientami, albo pracował, ale kolacje były priorytetem. Pewnego dnia, było już bardzo późno, a jego nie było w domu. Mama chodziła strasznie zdenerwowana, martwiła się. Ja też, więc postanowiłem sprawdzić, co robi. Jego myśli były poplątane, nie mogłem za bardzo zrozumieć, co się dzieję. Panował w nich chaos. Bał się jakiegoś człowieka i czuł ból, niewyobrażalny ból. Z jego myśli wywnioskowałem, gdzie się znajduje i szybko tam pobiegłem. Gdy dotarłem na miejsce, on konał z bólu. Było mu ciężko oddychać. Zadzwoniłem po pogotowie, ale  złapał mnie za rękę. Kazał mi się skupić i czytać jego myśli. W pierwszej chwili byłem przerażony, ponieważ nie wiedziałem, że ktoś oprócz mnie wie o moim darze, czy jak to nazwać. On się zaśmiał w myślach i zaczął mi opowiadać całą historię, tą, którą opowiedział ci już Oliver. Gdy skończył, zapytałem się, kto mu to zrobił. On odpowiedział, że to Felton, po czym umarł na moich racach. Siedziałem przy nim i płakałem, nie wiedząc, co się tak naprawdę ze mną dzieję. Kilka dni po tym zdarzeniu przyszła do mnie w nocy Felcy. Nikt normalny nie uwierzył by w to, co mi powiedziała, ale ja czytałem jej myśli. Miałem pewność, że ona mówi prawdę, że nie zmyśla. Wiedziałem również, że Felcy spłodziła się tak, jak ja. Zrodziliśmy się przez boską wolę, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to nie była wola Boga, a diabła. 
         Słuchałam tego, niczym opowiadania z komiksu. Byłam jednocześnie przerażona i zszokowana, ale również bardzo ciekawa, co ukrywają przede mną Teya i Oliver. Jedyne pytanie, które przyszło mi do głowy w tamtym momencie, to było pytanie, kim jest Felton, ale nim zdarzyłam je zadać, Jon uprzedził je odpowiedzią. 
         — Myślę, że Teya najlepiej ci to wytłumaczy.
         — A więc słucham. — Wstałam z podłogi i podążyłam w stronę sofy. — Wybaczcie, ale usiądę. Nadal mam zdrętwiałe  nogi po pokazie Felcy, a  czuję, że jeszcze trochę czasu tu spędzimy. 
— Masz rację kochanie, choć usiądziemy —Oliver podążył za mną.
 — Gdybym miała ci powiedzieć, co potrafię, to pierwszą rzeczą, którą powinnaś wiedzieć jest to, że potrafię zabijać. 
         — Pfff - Prychnęłam — To już akurat wiem. —  Zaśmiała się.
         — Ale gdybym miała Ci pokazać, uwierz, że nie zobaczyłabyś tego.
         — Jak to?  — Nie rozumiałam
         — Tak to, Może zrobimy taki prosty pokaz moich umiejętności. Pomyśl o czymś, co masz u siebie w domu. Coś o czym wiesz to tylko ty. Coś co by Ci się teraz przydało.
         —Tabletki od bólu głowy. — Zaśmiałam się. Teya pokiwała głową. 
         — Za proste. To inaczej, coś ciężkiego, dużego. Coś czego nie uradzisz ani ty, a ni Oliver.
         — Fortepian,. — To pierwsze, co przyszło mi do głowy. 
         — Okej, może być. To teraz daj mi minutę. Jak wiem, masz fortepian w swoim rodzinnym domu, nie ?
         Kiwnęłam głową. Nagle Teya zniknęła. Popatrzyłam na Olivera, ale on tylko się uśmiechnął. Jego oczy płonęły blaskiem. Nagle usłyszałam huk i zobaczyłam Teye, która trzymała w jednej ręce wielki fortepian. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Rozumiem, czytanie w myślach, sterowanie przedmiotami, ale noszenie ciężarów jedną ręką. Tego już było za dużo. Moja głowa nie mieściła wszystkiego, a na dodatek zdałam sobie sprawę, że mój dom znajduję się jakieś dwadzieścia minut drogi z miejsca, w którym się znajdowaliśmy. 
         Spojrzałam w oczy Teyi i nagle poczułam potworny ból, który przeszył moje ciało. Wszystkie mięśnie jakby dostały naraz skórcz, a z oczu zaczęły cieknąć mi łzy. 
         — Felcy, to nie jest zabawne! —wrzasnęła Teya
            — Ale ja nic nie robię! — usłyszałam i nagle zapadła głucha ciemność.