Moje
oczy zaczynały mnie już zwodzić. Widziałam rzeczy i ludzi, których normalne
osoby nie widzą, ale tym razem to była prawda.
Kilka metrów od nas stała nasza Klara. Nasza sprzątaczka, która nie
powinna się tutaj znaleźć. Na dodatek jej oczy… Nie, no to nie mogła być prawda,
ale na ten moment wydawało się, że jednak nią była.
Oczy
gosposi promieniały, niczym żywe iskierki tańczące w ogniu, na twarzy malował
się szyderczy uśmiech, który, jak już mogłam się spodziewać, nie zwiastował nic
dobrego ani przyjemnego. Zastanawiałam się, jak mogłam tego nie zauważyć.
Przecież to ja przygarnęłam ją pod swój dach, dałam jej schronienie, byłam przy
niej każdego dnia. Mogła nas zabić, kiedy tylko chciała… Jednak tego nie
zrobiła. Pozostawało tylko pytanie: dlaczego?
— Czy
ty to widzisz? — zwróciłam się do Nate’a.
—
Widzę i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Przecież… — urwał na chwilę — ona
nigdy nie wykazywała żadnych objawów, jeżeli mogę to tak nazwać. — Spojrzał na
mnie dziwnym wzrokiem. Jego twarz wyglądała na faktycznie zmartwioną całą
sytuacją, a jednocześnie zmęczoną. Ba, wszyscy byliśmy wykończeni ciągłym
oczekiwaniem tego, co przyniesie kolejny dzień, ale nie mogliśmy ustać w
miejscu. Życie toczyło się dalej, a my musieliśmy stawić czoła temu, co nas
czekało, czymkolwiek by to nie było. — Ej, gdzie ona jest? — spytał, patrząc w miejsce, w którym przed
chwilą stała. Rozejrzałam się po Sali, ale nigdzie nie mogłam dostrzec starszej
pani.
Przeszliśmy
spokojnie wśród gości, witając się ze znajomymi, aż po kolei odnaleźliśmy
przyjaciół. Godziny leciały wolno i nic się nie działo. Siedzieliśmy przy
stoliku i czekaliśmy, aż podadzą nam pierwsze gorące danie i bacznie
obserwowaliśmy tłum, ale ani ja, ani reszta moich towarzyszy nie mogliśmy jej
dostrzec.
—
Chyba rozpłynęła się w powietrzu. — powiedział Jon, wyraźnie poirytowany
faktem, że zamiast móc się nacieszyć Rosse, to musi wypatrywać kolejnego
niebezpieczeństwa. Można powiedzieć, że
ta kobieta zepsuła mu pierwszy wieczór bez Felcy, który miał być udany.
— Jest
to bardzo możliwe. — Głos zabrała Rosse, siedząca obok mnie i Jona. — Jak już mówiłam, Felton ma wielu LOFREE,
których jeszcze nie mieliście zaszczytu poznać — powiedziała z ironią w głosie.
— Jeżeli faktycznie rozpłynęła się w powietrzu, to jest bardzo utalentowana.
—
Utalentowana? — Teya podniosła brwi ze zdziwienia.
— Od kiedy
nasze moce można nazwać talentem? — dopełnił ją Oliver. Oni tak pięknie do
siebie pasowali. Nie wiem czy to przez to, że od dzieciństwa wychowywali się
razem, czy też faktem jest, że są dobrani w każdym calu, względem charakteru i
wyglądu na sto procent są idealni. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić, że mój
Oli jest z Teyą. Że trzyma ją za rękę, że całuje tak jak mnie, mówi do niej,
szepta do ucha… Ale ona była dokładnie w tej samej sytuacji, no może nie do końca,
bo ona nie wychowywała się z Nate’m, ale jednak byli parą.
— No
tak, normalnie. Talent, są to talenty. Idźcie do „MAM TALENT”, a ludzie wam
pokażą, że wasze moce są wyjątkowe. — zaśmiała się. Zrobiła to tak swobodnie,
że aż jej zazdrościłam. Była taka piękna, idealna w każdym calu. Mogłabym, z
czystym sumieniem ją zabić, zerwać z niej skórę i założyć na siebie. Ludzie
często powtarzali mi, że mam wyjątkową urodę, że jestem śliczna, ale ja
wolałabym wyglądać właśnie tak, jak Rosse. I na dodatek, ona ma tyle pewności w
sobie. Wszystko co robi, wydaje się, że jest przemyślane kilkukrotnie, a ton
jej głosu jest adekwatny do sytuacji, w której właśnie się znajduje. —Ale
mniejsza o to, myślę, że jest zniknięciem. Może przenosić się w każde miejsce
na ziemi w danej chwili. Na przykład, teraz stoi tam — Wskazała ręką na schody
— a za chwilę znajdzie się tam. — Pokazała stolik obok nas.
— Ale
mi talent. — poirytował się Oli — Ja też tak umiem.
— Nie,
ty tak nie umiesz kolego. Ty biegniesz z prędkością światła, ale cały czas
znajdujesz się na ziemi, a ona w jakiś magiczny sposób z tej ziemi ucieka.
Przez ułamek sekundy nie ma jej ani ciałem, ani duszą wśród nas. Jakby to
prościej powiedzieć… lewituje.
Usłyszawszy
to zdanie, zauważyłam, że na salę zaczynają wchodzić kelnerzy, niosący do
stolików potrawy. Do mojego nosa doszedł
dziwny zapach, który wcale nie był apetyczny. Inni nie zdawali się tego
dostrzegać, ale ja i reszta marszczyliśmy nos.
— O
nie… No chyba jaja sobie z nas robi. — skrzywiła się Rossalie.
– Też
to czujesz? — zapytałam.
— Nie
to, a to. — Spojrzała skrzywionym wzrokiem na danie na talerzu — To jest
zatrute. Dlatego tak śmierdzi.
Rozejrzałam
się dookoła. Jeszcze nie wszyscy mieli danie przed sobą, więc nikt nie zaczął
jeść. Po drugie, najpierw, zgodnie z tradycją, należało wznieść toast za stary
rok. Zastanawiałam się, co zrobić, aby nikt się nie otruł i jednocześnie nie
zasiać paniki. Spoglądając na kelnerów, widocznie niczego nieświadomych, kątem
oka zauważyłam, jak do kuchni wchodzi Klara, ubrana w stój kelnerski.
— Czy
możesz zatrzymać czas? Czy coś jakoś
zrobić, aby nikt nic nie pamiętał? — spojrzałam rozbieganym wzrokiem na Rosse,
a ona kiwnęła głową, przytakując. — A więc działaj, a reszta za mną— Wydałam
polecenie i ruszyliśmy, niczym magiczny team do kuchni, obserwując jak wszyscy wokół
spowalniają, aż w końcu całkowicie się zatrzymują.
Rozdział krótki, ale treściwy. :) Fajnie opisany ten bal, chociaż mogłoby być troszkę jeszcze więcej opisów sytuacji. Jednak z rozdziału na rozdział jest naprawdę coraz lepiej, więc brawo.
OdpowiedzUsuńA jednak Klara nie jest taka cudowna jak się wydawała? A Am tak jej pomogła, jej dzieciom i wgl. Brr, niewdzięczna, tak długo udawała kogoś innego. Nie cierpię takich ludzi. :)
Sama chciałabym mieć zmysł, który pozwoli wyczuć, że z jedzeniem jest coś nie tak. Skoro Klara wchodziła do kuchni w stroju kelnerki to jak najbardziej wiemy kto to jedzenie zatruł. Ale po co, żeby zabić Am, Nate'a, Rosse i Jona? Przecież musiała się kapnąć, że mają oni wyostrzone zmysły i na pewno się zorientują. Po co się więc narażać? Nie rozumiem tej kobiety. :P
Dobrze, że Rosse razem z Am powstrzymają Klarę. Chociaż pewnie coś się nie uda, gdyż to za proste by było. :D
Jak mogłaś?! Jak mogłaś zrobić to Klatrze?! Mojej ulubionej postaci tutaj?! No jak?! Eh.. wszystko robisz nie tak! Jak mogłaś!!!!
OdpowiedzUsuńWidzę, że Patrycja zdecydowała iść za opisami. A cóż to za zmiana! Dałaś mi wejść w końcu do myśli bohaterki i odczuć to co ona czuje.
RoFe ma moc zatrzymywania czasu? U! Ciekawe co ty tam wymyślisz z tym jedzeniem. Mam swoją komepcję co pewnie zrobisz, ale to się okaże.
Sorki, że mnie tak długo nie było, ale w niedziele mam koncert i do późna miałam próby + szkoła.
Nie rozpisuję się, bo mam duże zaległości i chcę je szybko nadrobić ;*
Opowiadanie kasyczi.blogspot.com
Aż takich dużych zaległości to nie masz, bo rozdziały krótkie, ale takkk.. trochę poczytalłam i wchodzę w świat opisó, ale mi nadal to nie idzie, no bo ja tak nie potrafię. Jak próbuję się bardziej rozpisać, to mi kurde, wydaje się to nudne. u mnie musi się zawsze coś dziać, nie mój styl pisania. :D
Usuń