ROZDZIAŁ 27 W NAJMNIEJ SPODZIEWANYM MOMENCIE
—Masz jakiś kontakt z Winter? — zapytałam Olivera, który siedział
przy oknie, patrząc w… Właściwie w nic, ponieważ było tak ciemno, że nazbyt
dużo nie było widać.
— Co
ty. — Odwrócił się w moją stronę. — Ja nawet nie wiem, gdzie byłem. Obudziłem
się dopiero niedaleko domu.
Nie
miałam zielonego pojęcia, co mamy teraz zrobić. Wszystko toczyło się tak
szybko. Jeszcze niedawno siedziałam sobie z Oliverem przy kominku, popijając
kakao i oglądając telewizję, a teraz? Nie pamiętam, kiedy ostatnio te pudełko
było włączone. Czasem żałowałam, że się o tym wszystkim dowiedziałam.
— Ona
miała rację. Myślę że to sprawka Feltona. — Jon podniósł się z krzesła i zaczął
irytująco chodzić w kółko. — Musimy coś z tym zrobić, bo tak nie da się żyć.
Całodobowa ciemność wytrąci ludzi z rytmu, nawet latarnie mają problem z
oświetleniem ulic, ludzie będą bali się wychodzić z domów i w końcu umrą z
głodu.
— Też
tak uważam. — Podsumowała Teya — Jednak nie za bardzo wiem, co mamy z tym
zrobić i jak się za to zabrać.
Włączyłam
telewizję i próbowałam pomyśleć, ale do mojej głowy nie wpadał żaden wspaniały
pomysł. Leciały właśnie wiadomości.
— W
całym Play City zapanował mrok. Od wczoraj panuje gęsta mgła, która utrudnia
widoczność. Specjaliści próbują odkryć, skąd wzięło się te nieznane dotąd
zjawisko, ale jak na razie nie mają żadnych nowych informacji na ten temat. Na
bieżąco będziemy informować o postępach w sprawie.
No
tak, specjaliści. Wątpię, żeby mieli jakieś pojęcie o tym, kim jest Felton i,
że to jego sprawka.
—
Myślę — zaczęłam — że na razie nic nie możemy zrobić. Powinniśmy żyć i wrócić
do normalności, ale nie będzie to jednak proste.
— Ja
też tak sądzę. — Westchnął Jon.
Dwa
dni później nic się nie zmieniło. W miasteczku nadal panowała ciemność i nic
nie wskazywało na to, że ma się to zmienić w najbliższej przyszłości.
Siedziałam
właśnie w biurze, uzupełniałam resztę papierów, które musiałam jeszcze dziś
wysłać do głównej księgowości, kiedy do pomieszczenia weszła Rossalie.
—
Dzień dobry — zaczęła wolno — Ja chciałam przeprosić za wszystkie kłopoty,
które pani przeze mnie miała. — Zdziwiłam się, ale postanowiłam nie okazywać
tego i zaczęłam rozmowę.
—
Dobrze, puśćmy to w nie pamięć. Mogę cię o coś zapytać?
— Myślę
Am, że to ja muszę ci najpierw coś powiedzieć.
— Od
kiedy przeszłyśmy na „ty”?
— Od
bardzo dawna jesteśmy na po imieniu. Popatrz. — Patrzyłam na Rossalie, która
stoi naprzeciw mnie i zaczyna ściągać perukę. Perukę?! Pod spodem kryły się
długie, bujne, rude włosy. Była przepiękna, ten kolor jeszcze bardziej
podkreślał to, że ma niesamowitą urodę. Zaczęła mi kogoś przypominać, ale nie
wiedziałam kogo. Czułam, jakbym ją znała od dawna, ale to było niemożliwe. — Widzisz, ja nie jestem tym, za kogo mnie
masz,
— Więc
kim jesteś? — Byłam pewna obaw tego, co zaraz miałam usłyszeć.
—
Jestem Rosse.
— Tak,
wiem, to skrót od imienia Rossalie, nie?
—
Owszem, ale ty mnie znasz, jako kogoś zupełnie innego… — zamilkła na chwilę,
jakby chciała dodać napięcia, już i tak dziwnej, sytuacji — Jako RoFe.
Moja
mina w tamtym momencie była bezcenna. Myślałam, że RoFe jest mężczyzną, na
dodatek dużym i postawnym, a nie przepiękną kobietą o magicznych mocach.
— Po
co ty…
—
Wiem, że wydaje ci się to dziwne, ale naprawdę nie mam złych zamiarów.
— Więc…?
— Chcę
wam pomóc, bo widzę, że beze mnie nie dacie sobie rady. — W mojej głowie
zaczęła krążyć dziwna myśl, więc zadałam pytanie.
—
Jeżeli nie nazywasz się RoFe, ani Rossalie, to jak naprawdę masz na imię?
— Już
mówiłam, nazywam się Rosse.
—
Rosse… Rosse… Kojarzy mi się to imię…
—Z
żoną Feltona.
Otworzyłam
oczy szeroko ze zdziwienia.
— Bo
dokładnie nią jestem. Witaj Am, nazywam się Rosse Felton, mówiono na mnie niegdyś,
że jestem żoną diabła i córką wiedźmina, wiedźmą z piekła rodem, która zabije
wszystkich dobrych, jakich spotka na swojej drodze.
Cofnęłam
się kawałek do tylu, gdy nagle wszedł Nate. Spojrzał na nią wielkimi oczyma, a
ona uśmiechnęła się do niego w taki sposób, że moje serce się zatrzymało.
Widzieliśmy już, co potrafi, więc walka z nią z góry była przegrana, a w mojej głowie
brzęczały tylko słowa: „która zabije wszystkich dobrych, jakich spotka na
swojej drodze”.
Rozdział krótki, ale jakże wciągający! Nareszcie się doczekałam, tęskniłam za tymi cudownymi LOFREE. <3
OdpowiedzUsuńNo i przechodzimy do treści:
Fajnie, że jest tyle dialogów i pomiędzy nimi jest opis sytuacji. Można się świetnie wczuć w klimat i wszystko sobie wyobrazić. Ja np widzę całą sytuację w domu, miny bohaterów, jak siedzą, stoją itd. :)
Mrok przez całą dobę? Oooo, chyba bym się posrała. xD Nie lubię jak jest ciemno. Teraz przeżywam katusze, gdy o godzinie 16 wracam z pracy i zaczyna być szarawo! A co dopiero 24h/dobę... O, to nie dla mnie. Niech szybko coś z tym robią!
Iiii BUM. Rossalie to RoFe?! Serio?! To miał być mężczyzna, ja... Ej, tak właściwie nigdzie nie było powiedziane, że to mężczyzna. Sama sobie to ubzdurałam. xD
Ale mnie wkręciłaś. Gratuluję Ci, serio! *_* Jesteś niesamowita, totalnie mnie zatkało. Podejrzewałam każdego, jednak nie Rossalie, która tak o pojawiła się z dupy i zdawała się nie mieć żadnego związku z tą sprawą. :D WOW, tyle Ci powiem.
I dołożyłaś do pieca totalnie informacją, że jest to żona Feltona. W tym momencie mam w głowie totalny mętlik. Co Ty jeszcze, Kobieto, wymyślisz? :D RoFe, teraz pani Felton... O jejku! Czemu chce im pomóc? Jakiś kryzys małżeński? xD Wiesz, jakby się nie układało, żona powinna trwać przy mężu. :D
A mówiąc już serio to naprawdę niesamowity rozdział i strasznie się cieszę, że mogłam go przeczytać. :) Niesamowite napięcie, a na koniec tyle pytań, tyle pytań...
To czekam nadal na kolejne rozdziały, teraz z jeszcze większą niecierpliwością [tak się da?] niż poprzednio! Dzięki wielkie za to opowiadanie, buziaki. <3
Ojejku, dziękuję za komentarz ! :D
UsuńTak, wiem właśnie, że obydwie sobie ubzdurałyście, że to facet i Ty i Kasia i mnie to bawiło, że żadna z was się nie domyśliła iż to rossalie, a naprawdę, było podane jak na tacy.
Lecę pisać dalej :)
Lubię twoje krótkie rozdziały :D. Krótko, zwięźle i na temat. Wiedziałam, że Rossalie to Rosse. Nie wiedziałam, że to RoFe a wg czemu RoFe? A nie czekaj... ROsse FElton? Ale ze mnie geniusz :D. Mądre. Wszystko od samego początku było podane na talerzu a nikt tego nie zauważył. Spryciula ;*
OdpowiedzUsuńPozwól, że zacytuje znanego pisarza: "Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie" - Adam Mickiewicz "Dziady cz.2" Cimnośc nadal stoi. Ciekawi mnie fakt, że tylko w Play City jest ciemno a wszędzie indziej jest jasno xd.
Czemu Rosse po tym jak przeżyła spalenie nie wróciła do Feltona? Uświadomiła sobie, że popełniła błąd? Czy jak?
Dobra dobra ja spadam ziuźkać, bo już cimno < tak, ak mieszkam w Play City x3 > Dobrze, że mają zegarki. U mnie 1:06 czas spadać. Co do rozdziału, to mało, ale dużo pokazałaś. Tak umie tylko Patrycja xD. Dobra dobra pisz kochana, niech Wen przyjdzie i ci pomoże, ja go do ciebie wyślę i jutro jak się obudzę ( masz czas do 12.00 ) wejdę tu i znów napiszę excytujący komentarz, chociaż sama nie wiem co ja tam napisałam xd.
Pisz, pisz !!!!!!!!!!!!!!!!!!! Bo znów będę aby włazić: jest? nie ma. Jest? Nie ma. Jest? Nie ma !!! Ale jutro o 12.00 zrobię : Jest? Jest ! Liczę na ciebie <3
Opowiadanie kasyczi.blogspot.com
Hahahha, też się zastanawiałam, dlaczego nie wpadłaś na to, że rofe to rosse :D dobra niech ci bedzie. mialas isc spac xd
Usuń