Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Była dziewiąta, ale na
dworze nadal było ciemno. Po woli przyzwyczajałam się do takiego stanu rzeczy.
Teya spała obok mnie, więc po cichu i delikatnie, aby jej nie obudzić, wyszłam
z łóżka, zaciągnęłam szlafrok i udałam się do kuchni. Oliver i Nate jeszcze
spali, Jon siedział przy barku i pił czarną, mocną kawę. Uśmiechnęłam się do
niego, cicho witając. Odwzajemnił uśmiech, chociaż widać było, że jest on
wymuszony.
— Jak się spało? —
spytał, gdy usiadłam naprzeciw niego, czekając aż zagotuje mi się woda.
— Nawet dobrze. — odpowiedziałam
grzecznie — A ty w ogóle spałeś?
— Nie. — Pokiwał
przecząco głową. — Nie chciało mi się spać, nie miałem nawet chwili odpoczynku.
Ameel, ja tak nie potrafię. — Spojrzał błagalnie. — Ja nie chcę żyć, ja chcę
dołączyć do niej.
Przez moje ciało
przeszedł dreszcz, co chce zrobić?
— Jon, nie gadaj
głupot, proszę cię. Nie możesz tak mówić. — Przytuliłam go. — Wiem, że jest ci ciężko,
ale odnajdziesz jeszcze tę właściwą osobę.
— Nie jestem tego
taki pewien, nie czuję nic do nikogo. Tęsknie za nią, ona była moją królową,
jedyną i niepowtarzalną. Była wszystkim co miałem, najlepszą rzeczą, jaka mnie
spotkała. Dawała mi siłę na przetrwanie, dawała mi czułość, ale potrafiła i
mnie opieprzyć. Była moją przyjaciółką i kochanką. — W jego oczach pojawiły się
łzy.
— Och, Jon. — Nie wiedziałam, co mam
powiedzieć. — Gdybym mogła, przywróciłabym ją do życia, ale wiesz, że nie mogę.
— Wiem.
Patrzyłam na kartkę,
którą podała mi Winter. Znajdowały się na niej dane adresowe, pod któ®ymi
prawdopodobnie został ukryty Darkenstron.
Z tego, co wynikało
z tej kartki, wyspa znajdowała się na morzu, ale na mapie jej nie było. Nie
przeraziło mnie to, bo domyślałam się, że nie znajduje się on blisko nas.
Zastanawiał mnie jednak jeden fakt. Czy
jadąc tam, nie narazimy się na wielkie niebezpieczeństwo? Co, jeżeli ta wyspa
jest tą samą, na której znaleźli się kiedyś nasi rodzice? Mogliśmy przecież tam zginąć, ale nie
wiedzieliśmy tego na pewno.
Udałam się do
rodziców, aby pożyczyć samolot. Nie był on duży, ale w zupełności wystarczył,
aby pomieścić kilka osób. Ojciec od razu wiedział, po co jest nam on potrzebny
i zapytał, czy ktoś umie z nas pilotować. Z tego, co wiedziałam, to Nate był
świetnym pilotem, więc obyło się bez jakiś większych problemów.
— Córeczko, tylko
proszę, uważaj na siebie, bo nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało.
— Nie martw się,
tatusiu. Jestem dzielną i jak wiesz, ognistą dziewczynką, także dam sobie radę.
— Uśmiechnęłam się i podeszłam, a on mocno przytulił mnie do siebie.
— Ty na pewno wiesz,
gdzie mamy lecieć? — zapytała Teya, mrużąc oczy.
— Tak nie do końca.
— przyznałam szczerze — Ale z tego, co się orientuję, w tamtym miejscu nie ma
innej wyspy, więc wylądujemy dobrze.
Samolot ruszył. Nate
i Jon siedzieli w kabinie dla pilotów, a ja, Teya i Oliver z tyłu. Czułam się
trochę słabo, było to spowodowane faktem, że nigdy wcześniej nie leciałam
samolotem. Podróż trwała kilka godzin, więc postanowiłam się zdrzemnąć.
— Am, wiesz o tym, że to, co się dziś stanie, może wszystko
zmienić? — powiedział Nathan, spojrzawszy w moją stronę. Było widać, że się
martwi.
— Wiem. — Chwyciłam go mocno za rękę. —Damy
radę, pomimo wszystko.
Była późna noc. Niebo rozświetlały miliony
jasno świecących gwiazd, które swoim blaskiem oświetlały nam drogę. Wiatr szalał
z oszałamiającą prędkością tak, że drzewa wyglądały jakby miały być wyrwane
prosto z ziemi. Nie było już słychać dziennego życia zwierząt leśnych, ani
tętna przyrody. Nic już nie było takie same jak kiedyś, odkąd zapanowała ciemność. Nikt nie cieszył się z
nadchodzącego dnia, tylko jak dzień można było nazwać dniem, gdy wokół panował
wieczny mrok? Nagle usłyszałam szelest, pomimo tego, że wiał wiatr i drzewa
szeleściły wokół, ja wiedziałam, że to nie był zwykły szelest. On się tam czaił. Czekał
na nas, ale my byliśmy gotowi. Każdo z nas zdawało sobie sprawę, że to może być
nasz ostatni dzień, nasze ostatnie minuty życia, ale wiedzieliśmy również, że
musimy go pokonać za wszelką cenę.
Nagle wyłonił się z krzaków, niczym duch. Jego kroki były lekkie,
niewyczuwalne, ale ziemia drżała, a natura cichła. Oczy świeciły się mu niczym
dwa ogniki, które wydostały się prosto z nieba. On nie żartował, chciał nas
zabić. Wiedział, że jesteśmy jedynymi osobami, które mogą przeszkodzić w
realizowaniu jego planu, my za to wiedzieliśmy, że jest On jedyną osobą, która
może zamienić nasz świat w piekło, pomijając fakt, że nasz świat jest już
piekłem, które tworzą ludzie, ale on nie był człowiekiem, co do tego byliśmy
wszyscy byliśmy święcie przekonani. Spojrzał na nas, jego brew lekko drgnęła.
— Długo jeszcze będziecie lecieć? Czekam na was już tyle czasu, a was jeszcze
nie ma. — Miał lekki, miły ton, który sprawiał, że jeszcze bardziej się go
bałam. — Właśnie widzisz swoją przyszłość Ameel. — zwrócił się do mnie. — To
jest moje królestwo, mój świat i moja wyspa, a wy sami do mnie przyszliście.
Wysyłałem waszych braci, żeby was zabili, ale żadnemu się nie udało, a ta
głupia Winter… O boże, ona myślała, że naprawdę wam pomaga. Że wydałbym mojego
najlepszego diabełka. Już czas i pora, żebyście zginęli. Czas i pora. Do
zobaczenia w piekle.
Obudziłam
się zdyszana, jakbym przebiegła maraton. Usiadłam na łóżku i czekałam, aż mój
oddech wróci do normy.
— Co
się stało? — Teya patrzyła na mnie zdziwiona i przerażona za razem.
— On
wie, on wie, że lecimy.
— Kto?
— spytał nie mniej zaskoczony ode mnie, Oliver.
—
Felton. Felton wie, on nas oszukał, on oszukał Winter, ona myślała, ale nie
wiedziała…
—
Uspokój się i mów wolniej. — Zatrzymał mnie.
— No
on oszukał Winter, która myślała, że daje nam miejsce, gdzie znajduje się
Darken, a tak naprawdę lecimy właśnie do niego i on o tym wie. Mówił do mnie,
mówił do mnie w śnie.
—
Jesteś pewna, że to nie był zwykły sen? — spytała Teya. — Wszyscy się boimy i
nasza świadomość płata nam figle.
— Ale
ja tam byłam, tak jak wtedy… Wtedy na tej wyspie u rodziców, tylko teraz
zamiast cofnąć się w czasie, to przeniosłam się do przyszłości.
— Ona
mówi prawdę. — powiedział Jon, który wszedł właśnie do nasze gej kabiny. — On
wie i czeka na nas. Czas na finał.
Świtny rozdział :D Naprawdę mi się bardzo pdobał. Ogólnie lubię ten klimat. Szkoda, że kończysz. Mam nadzieję, że będzie 2 cz. Świetnie wplotłaś prolog i w ogólę, się trochę wystraszyłam tego Feltona.
OdpowiedzUsuńNo, nie wiem co napisać. Nie mogę się doczekać nexta :D
opowiadanie kasyczi.blogspot.com
Biedny Jon. :( Teraz, kiedy wypowiadał się o Felcy... Kurcze, to była dopiero miłość!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ona zginęła. No nie mogę tego przeżyć, no. :( Mam nadzieję, że nas bohater się niedługo pozbiera!
Ach, ta wyprawa mnie bardzo fascynuje! Nie mogę się doczekać, aż wszystko tak dokładnie będzie opisane. Czytając ten długi opis wiedziałam, że skądś go znam i tu Kasia mi podpowiedziała - faktycznie, jest to Twój prolog! Bardzo sprytnie przemyślane! I mimo, że już to kiedyś u Ciebie czytałam to znowu z dużą przyjemnością oddałam się temu czytaniu! :) Naprawdę stosujesz mega opisy. Doceniam je u każdego, kto pisze opowiadania, gdyż ja sama niestety nie potrafię tak świetnie tego zrobić. :(
Jejku, sen nie sen, ale Felton budzi we mnie taki postrach. Jego ziemia, sami przyszli... Jejku, naprawdę potrafisz czytelnika zamrozić przed tym ekranem!
Ja czekam niecierpliwie jak to się rozwinie, bo czuję, że zbliżamy się powolutku do sedna tego opowiadania. A Ty w takim momencie przerywasz i ja mam niedosyt przez to! :D
Buziaki, do następnego! :*
www.magical-history.blogspot.com
Ojej, no cóż, wiem, że Felcy to strata, ale było ich za dużo i nie lubiłam tej bohaterki, no i było potrzebne takie... łooo xd
UsuńCo do opisó, to ja właśnie nie umiem ich pisać. xd
Niedługo się pojawi, i jak dobrze zauważyłąś, zbliżamy się do końća. :)