Jesteś czytelnikem?

Jeżeli czytasz moje wypociny,
dodaj mi trochę adrenaliny.
Napisz mi komentarz,
Żebym wiedziała, że się postarałeś
I nową treść już przeczytałeś.
Miło by również było, '
Gdybym wiedziała ilu Was mnie odwiedziło.
Więc anonimowych proszę,
Aby podpisałi się, choć na wzorzec. :)

Jeżeli czytasz, daj lajka na fejsie, będą tam dodawane informacje o nowych postach :)

https://web.facebook.com/lofreee/?fref=ts

sobota, 16 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 34. ON WIE

Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Była dziewiąta, ale na dworze nadal było ciemno. Po woli przyzwyczajałam się do takiego stanu rzeczy. Teya spała obok mnie, więc po cichu i delikatnie, aby jej nie obudzić, wyszłam z łóżka, zaciągnęłam szlafrok i udałam się do kuchni. Oliver i Nate jeszcze spali, Jon siedział przy barku i pił czarną, mocną kawę. Uśmiechnęłam się do niego, cicho witając. Odwzajemnił uśmiech, chociaż widać było, że jest on wymuszony.
         — Jak się spało? — spytał, gdy usiadłam naprzeciw niego, czekając aż zagotuje mi się woda.
         — Nawet dobrze. — odpowiedziałam grzecznie — A ty w ogóle spałeś?
         — Nie. — Pokiwał przecząco głową. — Nie chciało mi się spać, nie miałem nawet chwili odpoczynku. Ameel, ja tak nie potrafię. — Spojrzał błagalnie. — Ja nie chcę żyć, ja chcę dołączyć do niej.
         Przez moje ciało przeszedł dreszcz, co chce zrobić?
         — Jon, nie gadaj głupot, proszę cię. Nie możesz tak mówić. — Przytuliłam go. — Wiem, że jest ci ciężko, ale odnajdziesz jeszcze tę właściwą osobę.
         — Nie jestem tego taki pewien, nie czuję nic do nikogo. Tęsknie za nią, ona była moją królową, jedyną i niepowtarzalną. Była wszystkim co miałem, najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała. Dawała mi siłę na przetrwanie, dawała mi czułość, ale potrafiła i mnie opieprzyć. Była moją przyjaciółką i kochanką. — W jego oczach pojawiły się łzy.
          — Och, Jon. — Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. — Gdybym mogła, przywróciłabym ją do życia, ale wiesz, że nie mogę.
         — Wiem.


         Patrzyłam na kartkę, którą podała mi Winter. Znajdowały się na niej dane adresowe, pod któ®ymi prawdopodobnie został ukryty Darkenstron.
         Z tego, co wynikało z tej kartki, wyspa znajdowała się na morzu, ale na mapie jej nie było. Nie przeraziło mnie to, bo domyślałam się, że nie znajduje się on blisko nas. Zastanawiał  mnie jednak jeden fakt. Czy jadąc tam, nie narazimy się na wielkie niebezpieczeństwo? Co, jeżeli ta wyspa jest tą samą, na której znaleźli się kiedyś nasi rodzice?  Mogliśmy przecież tam zginąć, ale nie wiedzieliśmy tego na pewno.
         Udałam się do rodziców, aby pożyczyć samolot. Nie był on duży, ale w zupełności wystarczył, aby pomieścić kilka osób. Ojciec od razu wiedział, po co jest nam on potrzebny i zapytał, czy ktoś umie z nas pilotować. Z tego, co wiedziałam, to Nate był świetnym pilotem, więc obyło się bez jakiś większych problemów.
         — Córeczko, tylko proszę, uważaj na siebie, bo nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało.
         — Nie martw się, tatusiu. Jestem dzielną i jak wiesz, ognistą dziewczynką, także dam sobie radę. — Uśmiechnęłam się i podeszłam, a on mocno przytulił mnie do siebie.


         — Ty na pewno wiesz, gdzie mamy lecieć? — zapytała Teya, mrużąc oczy.
         — Tak nie do końca. — przyznałam szczerze — Ale z tego, co się orientuję, w tamtym miejscu nie ma innej wyspy, więc wylądujemy dobrze.
         Samolot ruszył. Nate i Jon siedzieli w kabinie dla pilotów, a ja, Teya i Oliver z tyłu. Czułam się trochę słabo, było to spowodowane faktem, że nigdy wcześniej nie leciałam samolotem. Podróż trwała kilka godzin, więc postanowiłam się zdrzemnąć.


        
         — Am, wiesz o tym, że to, co się dziś stanie, może wszystko zmienić? — powiedział Nathan, spojrzawszy w moją stronę. Było widać, że się martwi.
— Wiem. — Chwyciłam go mocno za rękę. —Damy radę, pomimo wszystko.
Była późna noc. Niebo rozświetlały miliony jasno świecących gwiazd, które swoim blaskiem oświetlały nam drogę. Wiatr szalał z oszałamiającą prędkością tak, że drzewa wyglądały jakby miały być wyrwane prosto z ziemi. Nie było już słychać dziennego życia zwierząt leśnych, ani tętna przyrody. Nic już nie było takie same jak kiedyś, odkąd  zapanowała ciemność. Nikt nie cieszył się z nadchodzącego dnia, tylko jak dzień można było nazwać dniem, gdy wokół panował wieczny mrok? Nagle usłyszałam szelest, pomimo tego, że wiał wiatr i drzewa szeleściły wokół, ja wiedziałam, że to nie  był zwykły szelest. On się tam czaił. Czekał na nas, ale my byliśmy gotowi. Każdo z nas zdawało sobie sprawę, że to może być nasz ostatni dzień, nasze ostatnie minuty życia, ale wiedzieliśmy również, że musimy go pokonać za wszelką cenę.  Nagle wyłonił się z krzaków, niczym duch. Jego kroki były lekkie, niewyczuwalne, ale ziemia drżała, a natura cichła. Oczy świeciły się mu niczym dwa ogniki, które wydostały się prosto z nieba. On nie żartował, chciał nas zabić. Wiedział, że jesteśmy jedynymi osobami, które mogą przeszkodzić w realizowaniu jego planu, my za to wiedzieliśmy, że jest On jedyną osobą, która może zamienić nasz świat w piekło, pomijając fakt, że nasz świat jest już piekłem, które tworzą ludzie, ale on nie był człowiekiem, co do tego byliśmy wszyscy byliśmy święcie przekonani. Spojrzał na nas, jego brew lekko drgnęła.
         — Długo jeszcze będziecie lecieć?  Czekam na was już tyle czasu, a was jeszcze nie ma. — Miał lekki, miły ton, który sprawiał, że jeszcze bardziej się go bałam. — Właśnie widzisz swoją przyszłość Ameel. — zwrócił się do mnie. — To jest moje królestwo, mój świat i moja wyspa, a wy sami do mnie przyszliście. Wysyłałem waszych braci, żeby was zabili, ale żadnemu się nie udało, a ta głupia Winter… O boże, ona myślała, że naprawdę wam pomaga. Że wydałbym mojego najlepszego diabełka. Już czas i pora, żebyście zginęli. Czas i pora. Do zobaczenia w piekle.


         Obudziłam się zdyszana, jakbym przebiegła maraton. Usiadłam na łóżku i czekałam, aż mój oddech wróci do normy.
         — Co się stało? — Teya patrzyła na mnie zdziwiona i przerażona za razem.
         — On wie, on wie, że lecimy.
         — Kto? — spytał nie mniej zaskoczony ode mnie, Oliver.
         — Felton. Felton wie, on nas oszukał, on oszukał Winter, ona myślała, ale nie wiedziała…
         — Uspokój się i mów wolniej. — Zatrzymał mnie.
         — No on oszukał Winter, która myślała, że daje nam miejsce, gdzie znajduje się Darken, a tak naprawdę lecimy właśnie do niego i on o tym wie. Mówił do mnie, mówił do mnie w śnie.
         — Jesteś pewna, że to nie był zwykły sen? — spytała Teya. — Wszyscy się boimy i nasza  świadomość płata nam figle.
         — Ale ja tam byłam, tak jak wtedy… Wtedy na tej wyspie u rodziców, tylko teraz zamiast cofnąć się w czasie, to przeniosłam się do przyszłości.

         — Ona mówi prawdę. — powiedział Jon, który wszedł właśnie do nasze gej kabiny. — On wie i czeka na nas. Czas na finał. 

3 komentarze:

  1. Świtny rozdział :D Naprawdę mi się bardzo pdobał. Ogólnie lubię ten klimat. Szkoda, że kończysz. Mam nadzieję, że będzie 2 cz. Świetnie wplotłaś prolog i w ogólę, się trochę wystraszyłam tego Feltona.
    No, nie wiem co napisać. Nie mogę się doczekać nexta :D

    opowiadanie kasyczi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Jon. :( Teraz, kiedy wypowiadał się o Felcy... Kurcze, to była dopiero miłość!
    Szkoda, że ona zginęła. No nie mogę tego przeżyć, no. :( Mam nadzieję, że nas bohater się niedługo pozbiera!

    Ach, ta wyprawa mnie bardzo fascynuje! Nie mogę się doczekać, aż wszystko tak dokładnie będzie opisane. Czytając ten długi opis wiedziałam, że skądś go znam i tu Kasia mi podpowiedziała - faktycznie, jest to Twój prolog! Bardzo sprytnie przemyślane! I mimo, że już to kiedyś u Ciebie czytałam to znowu z dużą przyjemnością oddałam się temu czytaniu! :) Naprawdę stosujesz mega opisy. Doceniam je u każdego, kto pisze opowiadania, gdyż ja sama niestety nie potrafię tak świetnie tego zrobić. :(

    Jejku, sen nie sen, ale Felton budzi we mnie taki postrach. Jego ziemia, sami przyszli... Jejku, naprawdę potrafisz czytelnika zamrozić przed tym ekranem!

    Ja czekam niecierpliwie jak to się rozwinie, bo czuję, że zbliżamy się powolutku do sedna tego opowiadania. A Ty w takim momencie przerywasz i ja mam niedosyt przez to! :D

    Buziaki, do następnego! :*
    www.magical-history.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, no cóż, wiem, że Felcy to strata, ale było ich za dużo i nie lubiłam tej bohaterki, no i było potrzebne takie... łooo xd

      Co do opisó, to ja właśnie nie umiem ich pisać. xd

      Niedługo się pojawi, i jak dobrze zauważyłąś, zbliżamy się do końća. :)

      Usuń