Trzymałam w ręce kartkę, którą wcisnęła mi Winter i
stałam, patrząc na znikającą postać, a w sumie, to na puste podwórze, bo po
postaci już dawno ślad zaginął. Jednocześnie zastanawiałam się nad słowami,
które niedawno padły. Czyżby Winter i Rosse były siostrami? Przecież to
oznaczało, że Win jest czarownicą i może tyle, a nawet i więcej, niż Rosse.
Popatrzyłam
na wszystkich w koło, ale oni również stali zamyśleni. Pewnie tak jak i ja,
zastanawiali się nad słowami, które padły z ust kobiet. Nie wiedziałam za
bardzo, co mam zrobić i powiedzieć, ale na szczęście, ciszę przerwała Teya,
która jak zawsze, miała coś do powiedzenia.
—
Możesz mi wyjaśnić, jak to się stało, że ominęła nas tak ważna informacja? —
Spojrzała na Rosse gniewnym wzrokiem i w momencie znalazła się przy zapłakanej
twarzy kobiety, ale ta nic nie powiedziała, patrzyła aby na dziewczynę
załzawionymi oczyma. — Gadaj, bo moja cierpliwość się kończy.
—
Teya, uspokój się! — krzyknęłam, ale to nic nie pomogło. Nadal stała, trzymając
kobietę rękoma za gardło.
— Do
jasnej cholery, mów franco, bo zaczynasz mnie wyprowadzać z równowagi. —
syczała przez zęby.
—
Teya! — wrzasnęłam z całej siły, ale ta zachowywała się tak, jakby w ogóle mnie
nie słyszała. — Teya!
Tutaj
i moja cierpliwość się wyczerpywała. Kobieta przybierała purpurowego koloru, bo
dłonie dziewczyny sprawiały, że nie mogła zaciągnąć powietrza. Nie wiedziałam,
dlaczego Rosse się nie broniła, ale nie mogłam pozwolić, by Teya zabiła ją na
moich oczach. Wzięłam głęboki wdech i nie zważając na nic, w swojej ręce
utworzyłam małą ognistą kulę i pchnęłam nią w kierunku dziewczyny. Odskoczyła
gwałtownie i gniewnie spojrzała w moją stronę, trąc miejsce na ręce, w które
oberwała płomieniem.
— Co
ty, do jasnej cholery, wyprawiasz? — spytałam poważnie.
— No
bo mnie wkurza ta dzieweczka. — Zaśmiała się. — Ukrywa przed nami tak ważne
rzeczy. Skąd mamy wiedzieć, że one nie są w zmowie z Feltonem? Przecież to
rodzina!
— Bo
gdybym chciała, to już dawno bym was zabiła! — Rosse wstała i spojrzała gniewnie
na Teyę. — Jestem wiedźmą, mogę wszystko, czego ty nawet nie możesz sobie
wyobrazić. I nawet w tym momencie mogłabym cię zabić, gdyby tylko przyszłą mi
na to ochota.
— Nienawidzę
cię! — krzyknęła Teya.
Patrzyłam
na nie, jak się kłócą i zastanawiałam się, co chcą tym uzyskać. Bo na pewno nic
dobrego z tego nie wynikało. Powinniśmy trzymać się razem, ale nie, one wolały
się kłócić. Z drugiej strony Rossalie miała rację, mogłaby nas zabić w każdym,
dowolnym momencie, ale nie zrobiła tego, więc…
— Może
byście tak przestały? A ty Rosse, nie uważasz, że należą nam się wyjaśnienia?
— A co
tu wyjaśniać? — Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. — Sami widzieliście.
Winter jest moją siostrą, tak jak i Dark i kilka innych czarownic, które są
odpowiedzialne za coś, ale to dłuższa historia. Ja nie byłam nigdy za nic
odpowiedzialna. One mają jedną moc, ja mam ich wszystkie moce. I gdy
dowiedziały się, że spotykam się z demonem… Obraziły się na mnie i więcej nie
miałam z nimi kontaktu. One wiedziały, że to źle się skończy, ale ja ich nie
słuchałam.
Zrobiło
mi się jej szkoda. Nie dość, że straciła rodzinę to jeszcze męża. Została sama
i na dodatek musiała się ukrywać.
—
Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. — powiedział poważnie Jon, wstając z miejsca i
przechadzając się po pokoju. Wyglądał na poruszonego całą zaistniałą sytuacją.
— Pojawiasz się znikąd, chcesz nam pomóc, jednocześnie ukrywając prawdę. —
przerwał na chwilę. Stał, wpatrzony w kobietę, która nadal nie ruszyła się z
miejsca. — Nie wiem, co chcesz tym osiągnąć, ale mi osobiście, cała ta sytuacja
się nie podoba.
— Nie
pytaliście, więc wam nie mówiłam. — Popatrzyła na niego, a w jej oczach znów
zaczęły zbierać się łzy. Przeczuwałam, że Jon ma zamiar zakończyć całą tę chorą
sytuację.
—
Myślę, że radziliśmy sobie świetnie bez ciebie i wiem, że nadal tak będzie.
— Czy
ty chcesz powiedzieć…? — zaskomlała.
—
Dokładnie. — Kobieta podeszła do niego,
patrząc mu prosto w oczy. Chciała złapać go za rękę, ale ten zwinnie ją
odsunął.
— Nie
możesz mi tego zrobić! Nie możesz! — krzyknęła. Smutek na jej twarzy zastąpił
gniew. — Dobrze wiesz, że nie jestem zła. Dobrze wiesz, że nas coś łączy!
— Co?!
— Rozszerzył oczy ze zdziwienia. — Co ty w ogóle opowiadasz? Nas coś łączy? —
Był naprawdę zszokowany.
—
Jesteś pierwszym mężczyzną, na którego spojrzałam po utracie męża. — Jej ręce
drżały. Byliśmy skupieni, obserwując całą tę akcję. W każdej chwili mogliśmy
ruszyć do ataku.
— Ależ
Rosse! Czy ja ci coś obiecywałem? Czy ja robiłem ci jakąś nadzieję? — spytał,
patrząc na nią z niezrozumieniem.
—
Dałeś mi nadzieję! Zaprosiłeś mnie na bal! Nikt bez żadnych podtekstów nie
zaprasza kobiety na randkę!
— To
nie była randka. — Zaśmiał się. —Chciałem, żebyś mogła być przy nas, a że nie
miałem z kim iść, to zaprosiłem ciebie.
— Dla
mnie to była randka. — Płakała.
— Ale
ja kocham Felcy… Jest za wcześnie, abym wiązał się z inną kobietą.
— No i
co z tego. Ja kocham ciebie.
— Nie
możesz mnie kochać. — Jon usiadł na kanapie i położył ręce na twarzy w geście
załamania. — Kobieto, czy ty wiesz, co to miłość? Ona nie przychodzi tak z dnia
na dzień.
— Moja
nie przyszła. Znam was od dłuższego czasu. I kochałam cię jeszcze wtedy, gdy
żyła Felcy. Tylko czekałam, aż… — przerwała, jakby właśnie zrozumiała, co
powiedziała, a raczej, co chciała powiedzieć.
Jon
nic nie odpowiedział, patrzył na nią, a ona na niego. Na ich twarzach pojawiały
się miny, jakby ze sobą rozmawiali. Zrozumiałam, że oni naprawdę się
komunikują, nie za pomocą słów, a za pomocą myśli. Patrzyliśmy na nich, a oni
stali tak przez dłuższą chwilę, aż na twarz chłopaka przybrała naprawdę
wściekły wyraz twarzy.
— Nie
słyszałaś, co powiedziałem?! — krzyknął, rozwścieczony. — Wypierdalaj stąd,
franco! —Nigdy nie widzieliśmy, aby Jon był w takim stanie. Zazwyczaj to on był
oazą spokoju w naszej grupie. Kobieta nadal stała, nie mając zamiaru ruszyć się
z miejsca.
—
Wyjdziesz stąd, czy mam ci pomóc? — wycharczała przez zęby Teya. No tak, ona
wiedziała, o czym rozmawiają.
Kobieta
popatrzyła na Teyę, następnie na Jona, po czym odwróciła się i wyszła bez
słowa, trzaskając za sobą drzwiami. Zapanowała niezręczna cisza. Teya podeszła
do Jona i przytuliła go. Odwzajemnił jej uścisk, a z jego oczy zaczęły płynąć
łzy, niczym potok.
— Co
za franca. Nienawidzę jej. I pomyśleć, że miałem nadzieję, że coś z tego
wyjdzie. Nie teraz. Kiedyś. Była taka ciepła, miła… Tak bardzo mi ją
przypominała.
— Jon,
kochanie. Będzie dobrze. Wszystko się ułoży. — Przytuliła go jeszcze mocniej.
—
Oliver, Nathan… Możemy się napić? Tak w męskim gronie? — Popatrzył na nich, oni
kiwnęli głowami. Później przeniósł wzrok na mnie, pytając się o zgodę. Również
nie miałam nic przeciwko. Sądziłam, że potrzebny mu taki męski wieczór, gdzie
będzie mógł się wypłakać. Zostawiłyśmy ich samych, a razem poszłyśmy na górę,
do mojej sypialni.
— Co
się stało? —zapytałam, gdy położyłyśmy się na łóżku.
—
Pamiętasz, jak uratowała nas w domu Mike’a?
— No.
—
Później, jak ta kobieta pająk… Jak ona cię sparaliżowała, to Rosse obserwowała
to wszystko. Chciała pomóc, ale jak zobaczyła, że… Że to Felcy będzie ofiarą,
wycofała się. Chciała, żeby Jon był jej.
— O
żesz kurwa. — Podniosłam się z łóżka i szeroko otworzyłam oczy. — Jak mogła! Idiotka..
— Więc
chyba rozumiesz, że Jon nie chce jej widzieć.
—
Rozumiem. Ja też nie chcę. — Ogarnęła mnie wściekłość. Postanowiłam, że mimo
tego, co będzie się działo, Rosse jest dla mnie skreślona. Zabiła mi
przyjaciółkę, dziewczynę najlepszego przyjaciela.
"w koło" - wkoło
OdpowiedzUsuń" ale ta nic nie powiedziała, patrzyła aby na dziewczynę załzawionymi oczyma" - to "aby" zastąpiłabym słowem "tylko" :)
Piszesz już tak dobrze, że nie mam czego się czepiać! o.O Gratuluję, Kochana! Było co prawda o parę przecinków za dużo, ale ja sama nie potrafię dobrze pisać interpunkcyjnie. Więc pomińmy to i przejdźmy do Twojej jakże interesującej treści!
Zdziwiła mnie ta uległość Rosse. W sensie... Dała się tak dusić Teyi. Nie mówię, by od razu ją zabiła ale coś, by Teya mogła odskoczyć, odejść na jakąś odległość? :D
Ach, ja mogłabym czytać Twoje opowiadanie i czytać! Niestety to co dobre szybko się kończy. :( I tak było też w przypadku tego rozdziału.
Jak się dowiedziałam co Rosse zrobiła wtedy, gdy Felcy umierała... Biedny Jon. :( Teraz to już w ogóle się załamie! Oby jakoś Nate z Olim poprawili mu humor. :(
No to co... Pisz szybciutko! Muszę się dowiedzieć jak akcja rozwinie się dalej, bo z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej! <3
Kochana, przecinkó napewno nie mam za dużo. Udzielam się na forum, gdzie przecinki to główna moja walka i wlaśnie wstawiam ich za małoo. Widzisz, ludzie potrafią zaskakiwać. :D
UsuńA no, poprawiłam swój styl pisania, staram się oładnie sprawdzać. ;d
Rosse byla zalamana sotkaniem z siostrą, dlatego nie mysłala.
Nie boj się, Jon się nie zalamie.
Do końca tygodnia wstawię kolejny rozdział :)
"Kobieto, czy ty wiesz, co to miłość?"
Usuń"przerwała, jakby właśnie zrozumiała, co powiedziała, a raczej, co chciała powiedzieć."
Chociażby tutaj bym wyrzuciła parę. :D w 1 zdaniu przed "co" nie jest potrzebny i w tym drugim też przed "co" :D Bo tutaj tak przerywa to zdania i się łapie oddech co chwilę i to takie szarpane wychodzi. :)
Czekam, już piątek! :D
Ale to jest poprawna pisownia widzisz, mamy zwrot do kogoś, czyli kotbieto, po ktorym zawsze piszemy przecinek, ponieważ po zwrotach go piszemy, potem jest pytanie, a przed co należy postawić przecinek, bo zdanie, bez zwrotu do osoby brzmiało by tak : cZY TY WIESZ, CO TO MIŁOŚĆ. :)
UsuńPrzerwałą ( jestto czasownik, a czasowniki oddzielamy przecinkami zawsze), jjakby właśnie zrozumiała (kolejny czasownik, więc pierwszy przzecinek jest poprawny), co powiedziała (powiedziła, kolejny czasownik, więc te dwa przeciki muszą się znajdować w tym zdaniu.) kolejnym elementm jest wtrącenie, czyli zdanie podrzędne, :a raczej", któe musi być oddzielone przecinkiem przed i po. Więc widzisz, mmo, że to wygląda tak dziwnie, to jest to w zupełności poprawne gramatycznie.
To tak dla wyjaśnienia.
Dodam dziś albo jutro, ja nie dodaje w weekendy, tylko wtedy, kiedy mam wenę:)
Ze wszystkim się zgadzam - nie neguję tutaj poprawności gramatycznej. Bardziej chodzi mi o wygląd wizualny i komfort czytania. Jeśli jedno zdanie wymaga tak dużej liczby przecinków i jest tak zbudowane to warto je rozbić na parę krótszych zdań, mniej złożonych. :)
UsuńJuż widzę kolejny rozdział, więc lecę!
O co ta Teya ma problem z Rose? To trochę bez sensu, ale to ci wytłumaczyłam już :* Nie chce mi się pisać xd Ciekawe czemu Rose chciała być przy nich. Zastanawia mnie to.
OdpowiedzUsuńAle jej pocisnęli, że ona chyba nie wie co to miłośc xD hahahahhahaha
dobra, nie piszę, bo będzie już mi się nie chce xd
papapap
opowiadanie kasyczi.blogspot.com