Jesteś czytelnikem?

Jeżeli czytasz moje wypociny,
dodaj mi trochę adrenaliny.
Napisz mi komentarz,
Żebym wiedziała, że się postarałeś
I nową treść już przeczytałeś.
Miło by również było, '
Gdybym wiedziała ilu Was mnie odwiedziło.
Więc anonimowych proszę,
Aby podpisałi się, choć na wzorzec. :)

Jeżeli czytasz, daj lajka na fejsie, będą tam dodawane informacje o nowych postach :)

https://web.facebook.com/lofreee/?fref=ts

sobota, 12 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 19 - RoFe WIE, ALE NIE POWIE.


Była bardzo ciepła noc, chociaż był grudzień. Czekałam w ogrodzie na przybycie RoFe. Siedziałam na huśtanej ławce, nogi miałam podwinięte do góry. Będąc małym dzieckiem spędzałam tak większość swojego czasu. Z niektórych nawyków nie wyrosłam.
Było mi jakoś dziwnie. Powinnam płakać, być smutna. W końcu dowiedziałam się, że mój chłopak, z którym spędziłam wiele lat mojego życia umarł. Jednak nie czułam żalu. Byłam święcie przekonana, że tak musiało być. Najgorsze było to, że powinnam była powiadomić jego rodziców. Tylko jak to zrobić?  Przecież nie ma jego ciała. Co – powiem im, że ktoś mi powiedział, że ich synek nie żyje? Nie, nie mogłam tego zrobić. Postanowiłam, że sprawa sama się rozwiąże, a ja nie będę się do niczego wtrącać.
- Witaj Am. – Odezwał się jakiś głos. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził.
- Witaj RoFe – Uśmiechnęłam się – Dziękuję za przybycie.
- Jak już mówi… - przerwał na chwilę – mówiłem, jestem zawsze do twojej dyspozycji. Co się stało? –
- Oliver nie żyje. – powiedziałam spokojnym głosem, jak gdybym mówiła o tym, że potłukłam szklaneczkę.
- Żyje, Am.  Wiem, że zabiliście Svege’a. i on powiedział, że Oli nie żyje, ale uwierz, wszystko z nim w jak najlepszym porządku.
- Skąd to wiesz? – Spojrzałam na niego zakłopotanym wzrokiem.
- Widzisz, mam swoje wtyki tu i tam. Proszę Cię o jedną rzecz, nie szukajcie go, to nic się mu nie stanie. – Odwrócił się do mnie placami.
- Ale jak mamy go nie szukać? – Byłam wściekła – A jak mu się naprawdę coś stanie?
- Am – powiedział spokojnie, lekko unosząc jednak ton  - On nie żyje dla was, okej?
Byłam wściekła. Jak on mógł mówić, że Oli żyje i jednocześnie chwilę później sam sobie zaprzeczać. Na dodatek kazał mi go nie szukać. Nie ważne, że byłam teraz z Nathanem, oficjalnie nadal należałam do Oliego.Nie kontrolując już swojej wściekłości znów zaczęłam podnosić się, tworząc wokół swojej osi falę powietrza. Byłam jakieś dwa metry nad ziemią, pod moimi stopami wirowało mini tornado.
- Gdzie. Jest. Oliver? = mój głos znów brzmiał jak z horroru. Był taki gruby i potężny, że aż sama się go przestraszyłam. Nabrałam powietrza w ręce i jednym mocnym ruchem pchnęłam w stronę RoFe. Zdążył odskoczyć, ale ja powtórzyłam swój ruch, aż za którymś razem udało mi się powalić go na ziemię.- Gdzie jest Oliver? – powtórzyłam już nieco łagodniejszym głosem.
- Am, będziesz tego żałować. Mówię, że Oliver nie żyje. Przybędę, jak się uspokoisz, ale jeżeli jeszcze raz coś takiego zrobisz… - urwał na chwilę – ja nie mam zamiaru z tobą walczyć, uwierz na słowo, że pokonam cię stojąc w miejscu.
Poczułam nagły ból w nodze. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że miałam całą nogę we krwi. Gruba rana, przechodząca w poprzek mojej nogi powodowała ten ból.
- Coś ty zrobił – wycedziłam przez zęby.
- Udowodniłem swoje słowa. Zabiję cię stojąc w miejscu. – Spojrzał na mnie i znikł. Normalnie, najzwyczajniej w świecie znikł. Wyparował. „Że co kurwa?” – pomyślałam.

                                               *
Nazajutrz w biurze było sporo pracy. Do świąt Bożego Narodzenia zostały już tylko trzy dni, a liczna ludzi w banku zamiast się zmniejszać, powiększała się. Na dodatek dwie pracownice zachorowały, a po zwolnieniu Mike’a, a raczej jego zabiciu, mieliśmy jedną parę rąk za mało.
- Kochanie – Nate wszedł do biura, jak zwykle nie pukając. Nie miał tego w zwyczaju. Podszedł do mnie, pocałował mnie w policzek – pozwoliłem sobie przyjąć kilka CV od kandydatów, ponieważ jak wiesz, nie wyrabiamy się. Masz dzisiaj trzy spotkania.
- Dziękuję, że mnie wcześniej uprzedziłeś.– odpowiedziałam sarkastycznie – Nate ?
- Tak? – Spojrzał na mnie czule.
- Teya, Oliver…
- Wiem, że Teya wie. – przerwał mi – Raczyła mnie o wszystkim poinformować. Ale Am, nie martw się. Mam dziwne przeczucie, że Oliver żyje.
- Ja też je mam. – Uśmiechnęłam się – Wiesz, w końcu możemy zostać… oficjalnie parą.
- Cieszę się – Posłał mi jeden z tych zabójczych uśmiechów – co nie zmienia faktu, że za pięć minut masz pierwszą rozmowę rekrutacyjną – Jego uśmiech zamienił się w łobuzerski, po czym zamknął za sobą drzwi.
Nie lubiłam tych rozmów, były takie strasznie nudne. Zawsze ta sama gadka – Co? Gdzie? Jak? Ile? – ale musiałam, nikt inny za mnie tego nie mógł zrobić, no oprócz Nate, ale on zajmował się klientami – ja nie miałam z tym doświadczenia.
Po przeprowadzeniu dwóch rozmów z niecierpliwością czekałam na ostatnią. Usłyszałam pukanie do drzwi i moim oczom ukazała się kobieta. Miała ciemne, długie włosy, które układały się w sprężynki. Jej cera była jasna, bez żadnej skazy, jakby oprószona mąką, Oczy miała jasno niebieskie, można powiedzieć, że błękitne.
- Witam – Wstałam, podając jej rękę. – Ameel Quin, prezes.
- Rossalie Constantina Morgan, witam – Jej głos mnie powalił. Powiedziała to niczym słowik, który śpiewa najpiękniejszą piosenkę jaką słyszałam.
- Usiądź Rosse – Zaproponowałam.
- Nazywam się Rossalie, nie Rosse – Spojrzała gniewnym wzrokiem, a ja poczułam się nieswojo we własnym biurze.

3 komentarze:

  1. Poczułam nagły ból w nodze. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że miałam całą nogę we krwi. Gruba rana, przechodząca w poprzek mojej nogi powodowała ten ból - powtórzenie
    a liczna ludzi w banku zamiast się zmniejszać, powiększała się

    Uuuu najpierw o Rose a nie czekaj Rossalie. Czy mam dobre przeczucie, że to jest ta kobieta Feltona? ;D Ale ładna jest *-*

    Olivier żyje, hmm nie wiem co czuje na tą wiadomość, można powiedzieć, że jest mi obojętna :/, ale pewnie jakby się pojawił znowu bym jęczała xD Więc narazie go nie sprowdzaj. xD

    Fajnie opisałaś te siedzenie na huśtawce, jakoś mnie tak zaintrygowało...

    LoRe hmm... Dziwna posatć, chodź nadal przypomina mi kaptura xD Ciekawe jaką ma moc, że rozciął jej nogę. I KIM ON JEST?! Czemu nie mogą szukać Oliviera?

    Zastanawiam się po co ona wogóle wezwała go. Nie wiem.

    Pisz szybko :**

    Opowiadanie Kasyczi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no liczna, liczba powinna byc, ale reszta zdania brzmi tak, jak miała brzmieć. celowe powtórzenie jak coś :D

      No jest ładna :D ym, TamTA BYŁĄ rOSSE, tA JEST rOSSAlie. i pamiętaj, tamtą zabili :)

      Nie , narazie nie mam zamiaru sprowadzać olivera spowrotem. Muszęsię pozbyć jeszcze jednaj osoby :)) :D Nie Teyi, nie kwicz mi o to :D

      O, intryguje cię huśtawka :D

      Sama jesteś LoRe :D:D

      Czemu nie mogą szukać olivera? Nie wiem! :D
      nie cche go narazie :d
      napisze jak zawenuje, bo nie mam weny ostatnio :D

      Usuń
  2. Zainteresowało mnie spotkanie RoFe z Am. Jest naprawdę interesującą postacią. Jaka to moc? Żeby rozciąć komuś nogę?
    I co ona z tą nogą potem zrobiła? Później nie wspominasz już o tym, by ją bolała, by kuśtykała albo by ktokolwiek zauważył, ze coś z nią nie tak. :)
    Nathan to jak na razie moja ulubiona postać Twojego opowiadania! :) Coś czuję, ze to Rossalie sporo namiesza. Inaczej byś tego nie opisywała, normalna rzecz. :D 2 rozmowy przeszły szybko, a ta trzecia zapowiada się ciekawie...
    Idę czytać dalej. :)

    OdpowiedzUsuń