ROZDZIAŁ 20 - WIGILIE
Mimo
mojej niechęci do panny Rossali musiałam ją przyjąć do naszego banku, ponieważ
miała bardzo duże doświadczenie. Niestety, miałam wrażenie, że nasza współpraca
nie będzie miła. Nathan próbował mnie pozytywnie do niej nastawić, ale nie potrafiłam
przemóc mojej niechęci do jej osoby. Jakiego pytania bym jej nie zadała, ona
zawsze znajdowała odpowiedź, która mnie zaskoczyła lub absolutnie nic nie
odpowiadała. Była chamska, arogancka i bardzo pewna siebie, a jak od zawsze nie
lubiłam takich charakterów. Gdybym miała więcej kandydatów, wybrałabym innego,
ale nie miałam.
Dziś
czekał mnie ciężki dzień, ponieważ mieliśmy wigilię w pracy. Musiałam mieć
dobrą minę, być przyjazna, uśmiechnięta – chociaż wcale nie miałam na to
ochoty. Na dodatek wiedziałam, że będzie tam ta piękna lalusia i ten fakt
denerwował mnie jeszcze bardziej.
Wyszłam
z biura i zobaczyłam w pokoju dla personelu Rossalie i jeszcze jedną
pracownice. Byłam zdziwiona, ponieważ przerwy zaczynały się dopiero za godzinę.
-
Witam panie. – Zapukałam w drzwi. Spojrzały na mnie jak na ducha. – Nie wydaje
mi się, aby to był odpowiedni moment na przerwy.
- My..
My tylko chciałyśmy… - zaczęła mówić pierwsza z kobiet.
- Zgłodniałyśmy,
więc postanowiłam, że zrobimy sobie przerwę.- odpowiedziała z pewną powagą
Rossalie.
-
Wydaje mi się, że w mojej firmie panują pewne zasady, które każdy pracownik ma
obowiązek przestrzegać. – mój ton głosu był poważny – Panno Rossali, jest pani
pierwszy dzień w pracy i już pani podpada. Chciałabym przypomnieć, że
podpisałyśmy umowę zwaną zleceniem, więc w każdej chwili mogę panią zwolnić.
Proszę wracać do pracy.
Kobiety
spojrzały na niczym na diabła, po czym wstały i wróciły do swoich obowiązków.
Co za tupet, robić sobie przerwy kiedy chcą. Każdy z nich ma ustaloną
indywidualnie godzinę przerwy i nie może sobie robić w momencie, kiedy mu się
tego zachce. Wyprowadziły mnie z równowagi, ale starałam się tego nie
pokazywać.
Po
południu usiedliśmy wspólnie do stołu. Jako prezes banku musiałam złożyć
życzenia, nad którymi w ogóle nie myślałam, ale pech chciał, że Nate mi o tym
nie przypomniał.
-
Witam Was w tym szczególnym dniu – kaszlnęłam – Chciałabym wam życzyć
spokojnych i wesołych świąt w gronie najbliższych osób. Czułości i ciepła w te
zimowe wieczory, spokojnej wigilii, udanego sylwestra i w szczególności, miłej
pracy w przyjemnej atmosferze w tym nadchodzącym, dwa tysiące szesnastym roku. –
Wznieśliśmy toast. – Chciałabym również dodać, że nie rzucam słów na wiatr i
obiecane na święta paczki oraz premie świąteczne czekają na was pod choinką.
Wszyscy
się uśmiechnęli, a ja cieszyłam się, że mam to już za sobą. Tak bardzo nie
lubiłam wygłaszać takich mów.
Minęło
około godziny, niektórzy z pracowników zaczęli powoli wychodzić z budynku, gdy
nagle usłyszałam jak Rossali rozmawia z jedną z pracownic.
- Ta
suka nie dała mi premii, czaisz? - powiedziała
wzburzona.
- Przecież
jesteś tutaj na umowie zleceniu, nie możesz dostać premii po przepracowaniu
jednego dnia. Dostałaś paczkę ze słodyczami, to już i tak dużo.
- Dla
niej to nie jest dużo – prychnęła – ona sra pieniędzmi na prawo i lewo, co jej
zależy te pięć stów tu czy tam?
- Ty
też jesteś bogata.
-
Wiem, ale ja nie chcę być traktowana jak inni pracownicy.
Moja
cierpliwość dobiegła końca.
-
Panno Rossalie?
- O, dzień
dobry szefowo – Widać było, że jest zdenerwowana.
-
Myślę, że czas zakończyć naszą współpracę. Nikt nie będzie mnie nazywał suką, a
na pewno nie pani. – Spojrzałam na nią ostro – Widzisz, w naszym banku panują
zasady, że pracownicy dostają paczki i premie dopiero po przepracowaniu trzech
miesięcy lub dostając umowę o pracę. Pani nie ma ani tego, ani tego, więc nie
rozumiem skąd takie oburzenie w pani głosie, gdy dowiedziała się pani, że nie
dostała premii świątecznej. Owszem pięć stówek mnie nie zbawi, co nie znaczy,
że będę rozdawać swoje pieniądze pierwszej lepszej osobie. Jest wiele osób,
które potrzebują ich bardziej. Proszę zabrać swoje rzeczy i nas opuścić. – powiedziałam
jednym tchem, ani razu się nie zatrzymując, po czym odwróciłam się i poszłam w swoją stronę.
Zbliżała
się już godzina siedemnasta, a ja nie byłam jeszcze w domu, gdzie czekało mnie
kolejne przyjęcie wigilijne. Kiedyś doszliśmy do wniosku, że kolacje z
pracownikami mojego domu będą organizowane u mnie w domu, ponieważ miałam
zawsze wielką, piękną choinkę oraz wystarczająco dużo miejsca by pomieścić
wszystkich gości. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam.
Już na
podjeździe słyszałam odgłosy dobiegające
z domu i zapachy, które powodowały, że marzyłam tylko o tym, aby skosztować
tych przysmaków. Jednak gdy weszłam do jadalni moim oczom ukazał się wielki
stół pokryty śnieżnobiałym obrusem. Ustawiona na nim czarna zastawa składająca
się z dużych talerzy, głębokich oraz małych talerzyków do ciasta, filiżanek pasujących
do kompletu, kieliszków do wina, szklanek do napoi. Na środku stały piękne,
świerkowe świeczniki, w których migotały płomyki od świeczek. Wokół stało
dwanaście wigilijnych potraw. Choinka, ubrana na złoto, ponieważ bardzo lubiłam
jej bogaty blask, iskrzyła się. Brokatowe bombki odbijały efektownie blask
choinkowych światełek, dzięki czemu wydawało się, że cała błyszczy. Z radia
leciały kolędy.
Usiadłam
na swoim stałym miejscu i wtedy zauważyłam, że obok mnie są dwa puste miejsca.
Z oczu popłynęły mi łzy.
Cała
ta magia sprawiła, że przypomniałam sobie wszystkie wspomnienia. Jak co roku
razem z pracownikami siedzieliśmy do późna w nocy, rozmawiając i czytając
kolędy. Jak noc mijała w spokoju rodzinnego ciepła. I choć wiedzieliśmy, że
prawdziwa wigilia dopiero za dwa dni, czuliśmy tę magiczną noc w głębi serca.
Przypominałam sobie, jak wszyscy otwierają prezenty, śmiejąc się przy tym. Jak
dzieci krzyczą dostając to, o co prosili Mikołaja. W tym roku miało być tak
samo. Podeszłam do okna, spojrzałam za nie i zobaczyłam, że pada śnieg. Nie
pamiętałam kiedy ostatnio było biało na święta. To jakaś magia. I wszystko było
takie piękne. Płatki śniegu lekko
wirowały za oknem, jak gdyby chciały zatańczyć na wietrze, pokazać jak bardzo
się cieszą, że mogą sprawić komuś przyjemność.
Poczułam
jeszcze większy smutek, a na mojej twarzy zaczął płynąć strumyk łez. Nie mogłam
się opanować. Tak bardzo tęskniłam. Chciałam się przytulić.
-
Oliver, gdzie jesteś? – szepnęłam, prawie niesłyszalnie.
- Nie płacz,
kochanie. Jestem tutaj. – usłyszałam głos w mojej głowie.
Zwariowałam.
.............................................................................................................................
To już dwudziesty rozdział, z czego bardzo się cieszę.
Ostatnio mnie opuściła trochę wena, ale powróciła i będę pisać dalej.
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Uwielbiam twój styl. Niby nic się nie dzieje, ale ty to tak piszesz, że chce się czytać. Zazdroszczę xd
OdpowiedzUsuńTo jest talent. Dostać pracę i na drugi dzien ją stracić hahhahahahah
Czemu ona płacze za Olivierem? ;o Ja bym nie płakała. O nie! Jak napisałaś, że tęsknię olivierze to myślałam, że będzie miała przypał, bo z tyłu będzie stał Nathan. Na końcu oddzielone było słowo zwariowałam, to aby czytałam i byłam ciekawa, czemu zwariowała i oczy mi uciekały, ale nie poczekam, przeczytam całość! Ciężko jest zrobić coś takiego. Gratulacje :D
Jeszcze raz masz moje pokłony za styl. Nic się nie dzieje a ja chce dalej! ( Szkoda, że na klawiaturze nie ma buźki "pokłon" :( )
Opowiadanie kasyczi.blogspot.com
hahhaa, jeszcze dzis bedzie nastepny rozdział :D
Usuń"Kobiety spojrzały na niczym na diabła" - chyba miało być NA MNIE. Ale ja też czasami pomijam niechcący takie wyrazy, kiedy piszę i potem nie mam czasu tego przeczytać. :D
OdpowiedzUsuń"odpowiedziała z pewną powagą Rossalie" - z pewną powagą, czy pełną miało być?
"szklanek do napoi" - lepiej brzmiałoby do "napojów".
Z błędów, które wyłapałam to tyle. No, może jeszcze to, że Am mówiła do Rossali na "pani", a zaczęłaś zdanie od "widzisz", a nie "widzi pani". Ale być może to celowy zabieg więc nie wnikam. :D
A na końcu mnie zaskoczyłaś, nie po raz pierwszy oczywiście. :) Jednak tęskni z Oliverem. Cokolwiek by jej nie łączyło z Nathanem widać, że Oli jest bardzo ważną postacią dla niej. Możesz iść dalej w tym kierunku, bo ciekawie to rozwijasz! ;)
Zapraszam na 9 rozdział opowiadania. Jak na razie najdłuższy! Mam nadzieję, że równie ciekawy. :)
OdpowiedzUsuńwww.magical-history.blogspot.com