Jesteś czytelnikem?

Jeżeli czytasz moje wypociny,
dodaj mi trochę adrenaliny.
Napisz mi komentarz,
Żebym wiedziała, że się postarałeś
I nową treść już przeczytałeś.
Miło by również było, '
Gdybym wiedziała ilu Was mnie odwiedziło.
Więc anonimowych proszę,
Aby podpisałi się, choć na wzorzec. :)

Jeżeli czytasz, daj lajka na fejsie, będą tam dodawane informacje o nowych postach :)

https://web.facebook.com/lofreee/?fref=ts

sobota, 19 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 22 - ZACZĘŁA MÓWIĆ PO ŁACIŃSKU, ALE JA JĄ ROZUMIAŁAM.


                Leżeliśmy z Nathanem w łóżku, myśląc o tym wszystkim, co się wydarzyło na wigilii. Sama nie wiedziałam, jak mam przyjąć to do wiadomości. Nate zaczął całować mnie po szyi, jego wargi delikatnie dotykały mojej skóry, a ja czułam, że odpływam. Chwilę przyjemności przerwał nam telefon, dzwonił Jon.
         - Czego on chce? – zapytałam Nate'a, a raczej samą siebie – Przecież, niedawno pojechali od nas.
         - Nie wiem, kochanie, ale jeżeli dzwoni o tak późnej porze, musi być to coś ważnego.
         - Halo – odebrałam telefon.
         - Am, proszę Was, przyjedźcie do naszego drzewa.- Głos Jona był niespokojny.
         - Co się stało? – Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć.
         - Przyjedźcie, natychmiast. – Usłyszałam szelest, po czym się rozłączył.
         W pośpiechu ubraliśmy się, Nate wziął mnie na ręce, niczym pannę młodą. Nie minęło pięć minut, a dotarliśmy na miejsce, oddalone jakieś dwadzieścia kilometrów od mojego domu.
         - Co jest? – Nate spytał Jona, który już na nas czekał.
         - Sam nie dam rady. Felcy jest… Chodźcie. – powiedział, po czym ruszyliśmy za nim,
         Wchodząc do środka, od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. Ściany były pokryte jakimś jasnym płynem, zaś na podłodze znajdował się śluz. Kanapy leżały przewrócone, stół był połamany i popękany. Wyglądało, jakby przez naszą kryjówkę przeszło tornado, ale wiedziałam, że to nie było rozwiązanie problemu. Nagle zauważyłam Felcy, która leżała na podłodze, nie ruszała się. Patrzyła na nas otępiałym wzrokiem, ale w jej oczach było widać, że cierpi. Teya stała obok niej. Nawet nie zwróciła na nas uwagi, patrzyła na coś, co znajdowało się w mroku, który panował nad Fel. Próbowałam zrozumieć, co się dzieje, ale nie mogłam. Nic nie wiedziałam. Postanowiłam oświetlić trochę pomieszczenie, przy użyciu swoich mocy. Zakręciłam ręką wokół jej osi i pojawił się delikatny płomyk, który rzuciłam w tamtą stronę.
         Iskra oświetliła pomieszczenie, a moim oczom  ukazała się kobieta. Miała około trzydziestu pięciu lat, czarne, długie włosy opadały jej na ramiona. Była niemiłosiernie chuda, rzeczy wisiały na niej, niczym na wieszaku. Popatrzyłam w jej oczy i niestety, zobaczyłam to, czego tak bardzo nie chciałam widzieć. Te płomienie w jej oczach… Były takie same, jak w oczach Mike. No tak, to szykuje się jeszcze lepsze zakończenie dnia, niż myślałam.
         - Dominus prodeat, eandem vitam agamus in perficiendis promissum auxilium – mówiła po łacinie, ale jakimś magicznym cudem rozumiałam, że prosi pana, aby przywrócił nam rozum, byśmy mogli dopełnić przeznaczenie.
         - Puść ją! – Teya dalej patrzyła w nią, niczym w obrazek.
         Poczułam dziwny zapach, przypominający krew. Ten sam zapach czułam, będąc tutaj pierwszy raz. Kobieta spojrzała w moją stronę, a Felcy zaczęła się ruszać. Było widać, że sprawia jej to ból.
         Nagle poczułam ścisk w gardle, a przed oczami pojawiła się ciemność. Nic nie widziałam, na dodatek nie mogłam się ruszyć. Upadłam na podłogę, moje ciało mnie nie słuchało, nie miałam nad nim żadnej kontroli.
         - Zostaw ją, do cholery! – krzyknął Nate – Czego od nas chcesz?!
         - Felton zawsze wygrywa. On nie popuści – głos kobiety był przerażający, piskliwy, a za razem tak donośny, że moje uszy błagały, aby go przyciszyć. Nic nie widziałam, ale usłyszałam, jak coś się przewraca, po czym kobieta zaczyna się śmiać.
         - Teya, zabierz ją stąd! – Jon krzyknął, poczułam, że coś mnie podnosi, by chwilę po tym, znów mnie upuścić.
         - Nie mogę! Jest za ciężka!
         - Jak za ciężka, do cholery?!- - Nate wydarł się na nią.
         Byłam tak strasznie wściekła, że nie mogę się ruszyć. Usłyszałam przeraźliwy krzyk Felcy i chrzęst łamanych kości, po czym wrzask Jona.
         - Nieeeeeeee! Ty suko, zabiję Cię! – nigdy nie słyszałam, aby Jon przeklinał, jednak wiedziałam, że stało się coś złego. Coś bardzo złego.
         - Felton nigdy nie przegrywa, zabije was po kolei, każdego z osobna – Kobieta była pewna siebie, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło.  Po raz kolejny poczułam przepełniający mnie gniew, falę złości, która chce ujrzeć światło dzienne. Moje ciało próbowało walczyć z tym uczuciem, ale nie byłam w stanie się podnieść, na dodatek nic nie widziałam. Czułam straszny ból, który przepełniał mnie od środka, powodował, że moje mięśnie zaczynały pulsować tak, że je słyszałam.
         - Ja ją kochałem, suko. To była moja dziewczyna! – Jon miał poważny głos, ale słyszałam, że się łamie. Dotarło do mnie znaczenie jego słów. Miał, a nie ma.
         Narastający we mnie gniew osiągnął swoje apogeum. Poczułam jak krew pulsuje mi w żyłach i unosi moje ciało. Z ogromnym bólem i wielkim wysiłkiem podniosłam się i ustałam o własnych siłach, jednak czułam, że ona wciąż ma mnie pod kontrolą. Zebrałam w sobie całą złość, jaką miałam i z wielkim impektem otworzyłam buzie, z której wydobył się płomień skierowany w jej stronę. Poczułam, że uwalniam się z jej zasięgu. W końcu zaczęłam coś widzieć. Moim oczom ukazało się ciało Felcy, które leżało w nienaturalnej pozie. Miałam tak wyostrzone zmysły, że bez problemu zauważyłam, że nie oddycha. Mój gniew się spotęgował. Wyciągnęłam przed siebie ręce i z całej siły uderzyłam płomieniem w kobietę, która zaczęła krzyczeć. Jej jęk był nieznośny, uszy mi odpadały, ale wiedziałam, że muszę to dokończyć.
         - On i tak was zabi… - usłyszałam, po czym odgłos jej konania ustał.
         Stałam tak chwilę, patrząc na jej ciało. W  końcu podbiegłam do Fel. Jon siedział przy niej, trzymając jej dłoń swojej dłoni, a głowę położył na własnym torsie. Wyglądała tak pięknie, tak nieziemsko pięknie. Miała nieskazitelną cerę, a na jej twarzy malował się uśmiech. Ale ona nie żyła. Była martwa, a Jon płakał nad jej ciałem, mówił do niej, obiecywał, że będzie dobrze, chociaż sam wiedział, że dobrze nie będzie.
         Zaczęłam płakać. Dotknęłam jej dłoni. Była taka zimna. Może by mnie to zdziwiło, ale ostatnio nic mnie już nie dziwiło. Teya usiadła obok mnie, również płacząc. Przytuliłyśmy się, siedząc nad jej ciałem. Chwilę później dołączył do nas Nate. Pocałował mnie w głowę, później Teyą, a Jona poklepał po ramieniu, dodając mu otuchy, choć wszyscy wiedzieliśmy, że  strasznie cierpi. Teya spojrzała na nas, po czym powiedziała, że musimy iść, ponieważ Jon chce się z nią pożegnać sam na sam.
         Wyszliśmy, ale żadne z nas nie odezwało się słowem. Nie wiedzieliśmy co powiedzieć i czy w ogóle w tej sytuacji należy coś mówić.


Trzy dni później siedzieliśmy na cmentarzu, po zakończonej ceremonii pogrzebu. Nie było wiele osób, głownie nasze rodziny i najbliżsi Fel. Siedzieliśmy na ławce obok jej grobu. Jon nic nie mówił. Odkąd ona odeszła, nie odezwał się słowem. Kontaktował się jedynie z Teya, poprzez myśli.
Milczenie było nieznośne, ale nie wypadało nic mówić. Nie mogłam sobie wyobrazić, co czuje Jon, chociaż niedawno straciłam Olivera. Jednak ja wiedziałam, że Oli gdzieś tam jest, żyje i ma się dobrze, a tutaj widzieliśmy ją w trumnie, piękną, bladą Felcy. Na jej twarzy nadal malował się uśmiech, nie wiedząc czemu. Może nie cierpiała umierając?  Może właśnie tego chciała? Zostawić ten cały, cholerny świat i odpocząć?
Nagle podeszła do nas mama Fel. Przytuliła Jona, a on odwzajemnił jej uścisk. Oboje bardzo cierpieli.

- Musicie znaleźć i zabić Feltona. – powiedziała bardzo poważnym tonem – W przeciwnym razie, on was znajdzie i zabije – dodała, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.




................................................................................................................

Przepraszam, że długo nic nie dodaję, ale teraz okres przedświąteczny, a to robi swoje. :) 

4 komentarze:

  1. Na początku Kochana to dostajesz zjeby - wystraszyłaś mnie, że przestałaś pisać! Wrr, na szczęście już jesteś. <3

    No i przechodzimy do rozdziału:
    "Przecież, niedawno pojechali od nas." - niepotrzebny przecinek przed słowem "przecież"
    "po czym ruszyliśmy za nim," - tu chyba na końcu kropka miała być :)
    " ale jakimś magicznym cudem" - niepotrzebne słowo "magicznym", cud zawsze jest magiczny. :D
    " Pocałował mnie w głowę, później Teyą" - literóweczka, później TeyĘ. :D

    To tyle. Jejku, praktycznie nie mam czego się czepiać, aż mi smutno. :( :D

    Co do treści:
    Przeraziła mnie ta kobieta nad Felcy, oraz wgl cała ta sytuacja. Łacina, tępe spojrzenie... Rany! Potrafisz zbudować nastrój. :)

    JAK MOGŁAŚ ZABIĆ FELCY?! NIE, NIE, NIE, NIE, NIE, NIE, NIE! Wrrr, nie wierzę! :( Ciągle coś się tutaj dzieje u Ciebie! I jak tu nie kochać Twojej powieści? <3

    Jejku, tak mi było smutno podczas tego pogrzebu. Leżała w tej trumnie, a ja wszystko widziałam oczami wyobraźni. Biedny Jon. :(

    Zapraszam do siebie na jubileuszowy rozdział 10. :D
    www.magical-history.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurdę, czytałam rozdział trzy razy, zanim go wstawiłam i jeszcze nie wyłapałam wszystkich błędów.

      Nie, nie przestałam pisać, po prostu rozdziały będą pojawiały się teraz trochę rzadziej.

      Wpadnę do Ciebie pożniej, bo narazie nie mam czasu za bardzo, tymbardziej, że mój chłopak wrócił z zagranicy, więc chcę spędzić go jak najwięcej z nim :)

      Usuń
    2. I możesz czytać nawet 300 razy, a i tak nie wyłapiesz. Nie jesteś obiektywna w tym i pomijasz niechcący takie błędy. Mam to samo, też zawsze ktoś mnie poprawia. :)

      Spoko, spoko. Ja mam swojego na codzień, więc moge pisać. :D

      Usuń
  2. Naprawdę super rozdział. Zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Nadal nie ogarniam imion i się trochę gubiłam, ale to szczegół.

    Myślałam, że jej nie zabijesz, że jakoś ta magicznie wstanie i będzie żyć, ale opisałaś jej pogrzeb. Jednak zwróciłaś uwaę, na fakt, że się uśmiechała i to dwa razy. Chyba coś musi być na rzeczy. Dobrze myślę?

    Fajnie opisałaś tą zmorę. Naprawdę ją sobie wyobraziłam. Akcja była fajna i wg było wszystko świetne. Bardzo podobał mi się ten rozdział. Mam nadzieję, że wena cię weźmie i napiszesz coś szybko :D

    Wczułam się w ostatnie słowa. Niby nic tam nie dałaś, ale są dobitne.

    OdpowiedzUsuń